Rozdział Jedenasty - Żołnierz, atak i zombie

678 102 15
                                    

- To była tylko modlitwa - Powiedział, najspokojniej jak tylko umiał - W ten sposób zajmuje myśli podczas wędrówki.

Mężczyzna popatrzył jednak nieco bardziej sceptycznie, wciąż dociskając nóż to szyi Shi Shuana. Dopiero po dłuższej chwili przemyślenia, nieco rozluźnił uścisk.

- Jesteś kapłanem tak? Musisz zatem znać się również na zaklęciach - Mruknął - W takim razie jeśli nie chcesz stracić niechcący życia, pójdziesz ze mną.

"Z deszczu pod rynnę prawda?" - Pomyślał, wzdychając ciężko. Nóż, mimo że luźniej, to jednak dalej przystawiony był do jego szyi, ograniczając niemal do minimum jego ruchy.

- Daozang, przecież możesz użyć na nim zaklęcia - Dodał głos przy jego uchu - To człowiek bez talentu duchowego, nie powinien ci sprawić żadnych trudności.

Idąc ostrożnie krok po kroku z żołnierzem, jednak ani na chwilę nie myślał używać przemocy. Skoro był żołnierzem, to z pewnością gdzieś obok musiał być jego oddział. Za zabójstwo jednego z ich ludzi mógłby być ścigany, a następnie zabity nim zdążyłby sobie z tym wszystkim poradzić. Bez wątpienia była to najgorsza możliwa opcja.
Ich nie tak krótka przeprasza, skończyła się w nie tak dużym obozie położonym na zachód od wioski.
To było z jednej strony niesamowite, nie byli oni aż tak daleko od wioski, a mimo to zupełnie nikt nie wiedział o istnieniu tej małej jednostki.

Ich następne kroki niemal natychmiast skierowane były w stronę małej grupy ludzi, stojącej między kilkoma większymi zaroślami. Jeden z nich pewnym tonem wypowiadał następujące słowa:

- Nie wyślą następnej jednostki? To jest jakiś żart - Mruknął wysoki mężczyzna o zielonych oczach - W takim razie przegrupować się. Na trzy mniejsze oddziały. Zielona taktyka i ani mi się któryś waż atakować bez rozeznania!

Po komendzie niemal natychmiast większość osób zgromadzonych obok, bez słowa udało się w trzy zupełnie różne kierunki. Czy ten oddział liczył zaledwie osiem osób?
Nawet dla Byakko nieznającego się zupełnie na wojskowości, było to nieco dziwne.

- Teraz bez żadnych ruchów - Mówiąc to, mężczyzna zabrał nóż spod szyi Shi Shuana i zwrócił się jakimś dziwnym zwrotem do mężczyzny pozostałego na miejscu.
- Generale Yao, znalazłem podczas obchodu jedynie wędrownego kapłana, myślę, że może się nam przydać.

- Ludzie są serio dziwni - Mruknął ognik do Shi Shuana.

Mężczyzna nieco rozkojarzony spojrzał w ich stronę. Kilka jasnych szram ulokowanych na policzku, i krótkie lekko oprószone siwizną włosy z pewnością dodawały mu powagi.

- Kapłan? A na co nam kapłan? - Rzucił, spoglądając po Shi Shuanie przelotnie. Wyglądało to, jakby oceniał jego możliwości bojowe, jednak sądząc po minie, z pewnością nie wypadło to pozytywnie.

- Kapłani potrafią używać zaklęć. Może więc będzie w stanie pomóc nam z tamtym mężczyzną.

- Nie wspominaj nawet o tym - Warknął szybko generał - W tym obozie jest zakaz wspominania o tamtym mężczyźnie.

Rozmowa toczyła się dalej w swoim tempie jednak bez uczestnictwa Shi Shuana, który po raz kolejny pogrążył się w swoich rozmyślaniach.
Mimo że niezbyt w temacie z jakiegoś powodu czuł, że ta rozmowa z pewnością nie przyniesie nic dobrego. Duch studni jednak wydawał się być zaskakująco spokojny, a nawet zmuszony, w pewnym momencie usiadł nawet na głowie generała. Widok niebywale komiczny, zwaszcza gdy starszy mężczyzna poprawiał włosy na głowie, jakby strzepując coś z nich, niestety ognik jednak sprawnie unikał jego ręki.

- Kapłanie! - Zawołał po raz kolejny żołnierz, wybijając Shi Shuana z rozmyślań - Pytam ostatni raz o twą godność.

- Nie posiadam żadnej, jestem tylko zwykłym taoistą bez tytułu - Powiedział, z lekkim uśmiechem, mając nadzieję, że to wystarczy, aby w końcu go puścili.

Jak Zostałem Bogiem? | BL NovelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz