Emocje po wielkiej bitwie nie opadły nawet następnego dnia. Ciężko zresztą było mówić o ucichnięciu tak wielkiego wydarzenia. Zła passa została zerwana, a potworne fatum wiszące nad księstwem, zaczeło ustępować białym obłokom, by następnego dnia zapragnięto świętować wielki sukces. Książe niemal z marszu zarządził huczne przyjęcie, które miało odbyć się tego samego wieczoru. Co prawda nie każdemu widziało się świętowanie, niedaleko pobojowiska, jednak co po niektórzy czuli pewien obowiązek. Jak w końcu inaczej móc podziękować za swoje własne życie i pokazać wdzięczność niebiosom?
Shi Shuan miał wielkie szczęście, że tego dnia poczuł się gorzej i nie opuszczał zbyt dużo razy namiotu. W innym wypadku z całą pewnością wielu żołnierzy przyszłoby by osobiście się przed nim pomodlić, co nie zbyt było mu w smak.
Na szczęście, towarzystwa raz na jakiś czas dotrzymywał mu kapłan, przynoszący dorbne rzeczy, pokroju ziołowych naparów. To było naprawdę miłe z jego strony!
Przez ten cały czas, myśli mężczyzny krążyły jednak w nieco innym temacie. Gdy zostawał sam, niejednokrotnie próbował mówić do ognika, niestety bezskutecznie. Nie ważne ile słów nie wypowiedział, nie dostawał niczego, przez to jego niepokój jedynie wzrastał.- Oby ci nic nie było - Mruknął pod nosem w końcu wstając na równe nogi. Po krótkim przeciągnięciu się, mężczyzna niemal wpadł na chcącego wejść do środka księcia, przez to spotkał się z naprawdę poirytowanym wzrokiem.
- Oh - Dodał bez namysłu odsuwając się kawałek - Przepraszam, moja wina.
- Nie powinieneś być wraz ze wszystkimi? - Zapytał, patrząc mu w oczy - świętują, czemu więc się do nich nie przyłączysz?
Tym razem w dłoni mężczyzny znajdował się czarny, zdobiony jadeitem wachlarz, którym poruszał jedynie raz na jakiś czas mimo, że pogoda ewidentnie nie była zbyt ciepła.
"Może to tik nerwowy?"- Niezbyt mam na to ochotę - Odpowiedział szczerze, rozglądając się dokoła. Prawdę mówiąc miał nieco inne plany na ten wieczór. Po ostatnio widzianym zaklęciu, poczuł że naprawdę ma ochotę spróbować się go nauczyć. Problem polegał na tym, że nie miał pojęcia gdzie teraz może się podziewać Feng Tao.
- Widział może książe Feng Tao?Mężczyzna spojrzał na niego zdziwiony mocniej wachlując się lewą dłonią.
- Feng Tao? Kto to taki? - Burknął swoim standardowym tonem. Wyglądało na to, że nie może zachowywać się normalnie dłużej niż 3 minuty. Warto zapamiętać.
Zmęczony bez żadnego konkretnego powodu westchnął. Przecież to niemalże oczywiste, że książe nie będzie znał niższego rangą kapłana.- Już nie ważne - Dodał, odwracając się w stronę hałasu - Chodźmy zobaczyć co tam się dzieje.
- Ty pójdziesz - Odburknął zażarcie, ja muszę jeszcze coś zrobić - Mówiąc to zaczął iść w zupełnie przeciwnym kierunku. "Czy ten gość tak serio?"
Ciężko jednak było jednak powiedzieć że ten stan rzeczy go zasmucił, wręcz przeciwnie. Im mniej go widzi, tym lepiej!
Z pozytywnym nastrojem, udał się w stronę świecącego się zbiorowiska ludzi. W większości byli to wysoko postswieni kapłani jak i wojskowi, którzy śmiejąc się pili jakiś wysokoprocentowy alkohol, rozmawiając i jedząc. Bardziej przypominało to co najwyżej stype, niżeli świętowanie zwycięstwa.Rozglądając się wśród znajomych twarzy, w końcu dostrzegł znajomą sylwetkę. Wyglądało na to, że Feng Tao wbrew wszelakim oczekiwaniom, wcale nie pił i świętował z innymi, zamiast tego stojąc przy pobliskim drzewie wpatrując się w towarzystwo, by w końcu spoktać się wzrokiem z Byakko.
- Ah tutaj jesteś! - Szczęśliwy Shi Shuan podszedł w jego stronę - Szukałem cię właśnie.
- Mnie? - Nieco zdziwiony, wyprostował się lekko - Coś się stało?
CZYTASZ
Jak Zostałem Bogiem? | BL Novel
RomanceShi Shuan od zawsze narzekał na swoją nudną egzystencję jako ucznia liceum. Bez specjalnych talentów uważał się za najmniej interesującą osobę na całej planecie, jednak zmienia się to gdy pewnego dnia po swojej równie nudnej śmierci budzi się w nie...