Shi Shuan od zawsze myślał, że nawet jeśli życie po śmierci istnieje to co najwyżej w formie reinkarnacji w jakieś zwierzęta. Od zawsze chciał zostać zwierzakiem, szczególnie rzecz ujmując kotem. W końcu co może być piękniejszego niżeli reinkarnacja w ciele beztroskiego sierściucha? Żreć i leżeć całymi dniami a ludzie jedynie mówią, jaki to jesteś słodki, szkoda że nie ma takiego przekonania w przypadku ludzi.
Niestety jednak los miał co do niego inne plany. Po swojej śmierci, z początku nie zobaczył nic. ciemność, a raczej pustka wypełniała przestrzeń dokoła niego, sprawiając wrażenie lewitacji w przestrzeni kosmicznej.
Czyżby jednak nie było niczego innego po śmierci?
Jęknął w niezadowoleniu.
Wizja spędzenia całej reszty swojej egzystencji w pustce niezbyt przypadła mu do gustu. Zwłaszcza po tak nudnym życiu, jakim żył dotychczas. Nie zdążył nawet zdać matury! A dodatkowo nie posiadał żadnych specjalnych umiejętności. Był zwyczajny aż do szpiku kości, co niejednokrotnie wprawiało go w kompleksy i rujnowało jego poczucie własnej wartości. Już chyba lepiej byłoby zwyczajnie przyłożyć się do swojego życia jako człowiek. Przynajmniej dzięki temu nie żałowałby i pogodził się z nudną pustką.Wtem nagle rozległ się trzask. Który po krótkiej chwili zmienił się w ból. Całe jego ciało było obolałe, gdy w końcu do oczu dotarły promienie słoneczne, zamazując wzrok.
- Huh? jednak żyje? - Mruknął zachrypniętym głosem, przecierając obolałe oczy. Dopiero po chwili i kilku mrugnięciach rozejrzał się dokoła.
Wokół niego znajdował się spory tłum ubrany w białe szaty, który w milczeniu mamrotał coś w dziwnym języku. Shi Shuan w jednej chwili wyprostował się siadając na dziwnym ołtarzu pośrodku jakby świątyni.W jednej chwili zdziwienie ustąpiło miejsca panice.
- Nie dotykajcie mnie sataniści! - Wykrzyknął, wzbudzając poruszenie w tłumie.
Jednak nie to było dla niego teraz ważne. Teraz liczyło się tylko tyle, aby nie zostać złożonym w dziwnej ofierze na satanistycznej mszy. Stając na obolałych nogach nie zdążył nawet uciec, dalej niż kilka kroków, gdy potknąwszy się o za długą szatę wpadł w czyjeś ramiona.
Nie wiedząc, czy się śmiać, czy płakać podniósł głowę na tyle, aby zobaczyć przystojnego mężczyznę o białej jakby porcelanowej twarzy i oczach w kolorze chłodnego jadeitu, którego ręce oplecione wzdłuż tali Shi Shuana ostrożnie go podtrzymywały.Nim jednak Shi Shuan zdążył jakkolwiek zareagować, usłyszał jedynie ciepły głos wydobywający się z ust mężczyzny.
- Nie jesteś ranny? - Powiedział, ostrożnie prostując jego postawę, jednak mężczyzna był w zbyt wielkim szoku, aby jakkolwiek zwrócić na to uwagę. Aparycja zarówno mężczyzny jak i tłumu za nim była najlżej rzecz ujmując co najmniej osobliwa. Co to było za miejsce? Z pewnością nie przypominało jego mieszkania ani żadnej szpitalnej sali. Tym bardziej że z tego co zauważył, mężczyźni za nim klęczeli już na marmurowej posadzce twarzami do ziemi, wołając jedynie w kółko kolejno:
"cud! Pan zstąpił z nieba!" oraz "niech żyje najjaśniejszy!"Co trwało tak dopóki mężczyzna o zielonych oczach wciąż delikatnie podtrzymując Shi Shuana nie powiedział czegoś niezrozumiałego w stronę klęczących, co sprawiło, że momentalnie wstali i otarli kilka spływających im po policzkach łez.
Widok co najmniej osobliwy przypominał mężczyźnie scenę z jakieś gry, albo co najwyżej dobrze wyreżyserowane show. Czy naprawdę ktoś robił sobie w tak perfidny sposób żarty z prawie zmarłego chłopaka?!
- Przepraszam cię boże, z pewnością twoje ciało musi być otępione. Jako twój pokorny sługa, zobowiązuje się wziąć odpowiedzialność za każde twoje życzenie - Mówiąc to skłonił się w pół pozostawiając w Shi Shuanie sporą doze zmieszania.
Teraz już nic z tego nie rozumiał... Czyżby, zamiast otrzeć się o śmierć reinkarnował się właśnie jako jakieś bóstwo?
CZYTASZ
Jak Zostałem Bogiem? | BL Novel
Storie d'amoreShi Shuan od zawsze narzekał na swoją nudną egzystencję jako ucznia liceum. Bez specjalnych talentów uważał się za najmniej interesującą osobę na całej planecie, jednak zmienia się to gdy pewnego dnia po swojej równie nudnej śmierci budzi się w nie...