Rozdział Dwunasty - Strach i ból czy to przeszłość czy teraźniejszość?

656 97 8
                                    

Nie było co zwlekać, po raz kolejny Shi Shuan postanowił pobiec, mając nadzieję, że tym razem już nic dziwnego się nie wydarzy. Teraz nieco bardziej zwracając uwagę na otoczenie, wbiegł na leśną drogę. Gdzie ledwie kilka spłoszonych zwierząt wybiegło z krzaków. Wyglądało na to, że droga już spory okres czasu nie widziała podróżnego.

- Już aura jest dużo czystrza - Rzucił duch, oddychając z ulgą - Wygląda na to, że, już żadne z tych stworzeń nas nie goni.

- Żadne? To było tego więcej?! - Zdenerwowany Shi Shuan rozejrzał się dla pewności.

- Były jeszcze trzy które zbliżały się w twoją stronę. Jednak nie chciałem abyś zbyt panikował - Powiedział spokojnie - Panika by ci tylko przeszkodziła.

- Może i racja! Ale hej! Następnym razem ostrzegaj! Inaczej może być tylko gorzej, zwłaszcza gdy nie będę uważny!

- Tak, tak - Mruknął podlatując dalej.

Obydwoje już nieco spokojniejsi, obrali kierunek wzdłuż drogi i rzeki. Przez ostatnie ulewy, poziom wody znacznie się podwyższył, sprawiając, że mimo wielkich chęci, nie mogli przemierzyć w tę stronę więcej niż kilkadziesiąt metrów.
Dawniej niegroźna rzeka, tym razem wylewała obficie, sprawiając, że nurt w niej panujący na dobre pokrzyżował ich plany.

- Musimy zawrócić - Mruknął duch - ja może przelecę na drugą stronę, ale z tobą z pewnością tego nie przemierzymy.

Shi Shuan westchnął ciężko, zawracając w głąb lasu. Dopiero po kilkunastu minutach, można było mówić o jakimkolwiek postępie w wędrówce.
Wąskie ścieżki, które nie leżały co prawda przy rzece, ciągle były niezwykle trudne do przemierzenia. Zwłaszcza gdy ubita mokra ziemia, po czasie stawała się coraz bardziej śliska.

- Uważaj pod nogi - Rzucił duch, gdy znaleźli się na torfowisku - Dużo nie trzeba, aby ugrzęznąć.

- To już zdążyłem zauważyć.

Mimo tego, w niedługim czasie po raz kolejny niemal upadł twarzą do ziemi. Zirytowany bardziej niż kiedykolwiek, szybkim krokiem wszedł w głąb lasu, tym razem jednak nie trzymając się ścieżki, a przestrzeni między drzewami.

- Zgubisz się - Miojczał duch.

- Jeśli się zgubię, wtedy mnie odnajdziesz prawda? - Powiedział pewnie, na co ognik parsknął.

- Nie tylko ja, ale węże, dzikie zwierzęta. Zapewne mięsożerne i...

Nim jednak skończył mężczyzna, zamarł w pół kroku, uciszając go czym prędzej gestem dłoni, po czym ostrożnie zaczął wycofywać się z miejsca, w którym stał.
Ognik musiał przyjrzeć się bliżej, nim w końcu dostrzegł jednego z tych nieumarłych stworzeń z wcześniej. "Zombie" jak nazywał je w myślach Shi Shuan, nie zauważyło ich obecności, a przynajmniej nie wyglądało, jakby widziało, jak mężczyzna w pół kroku wycofywał się coraz bardziej, nie spuszczając z niego ani na chwilę wzroku.

Idąc tak kilka kroków, nieco niepewnie wyprostował na kilka centymetrów dłonie, tak aby zbadać teren znajdujący się za nim. Kilka kolejnych kroków jednak niespodziewanie przyniosło więcej strachu, niż tylko mógł się spodziewać, gdy nagle usłyszał:

- Ktoś jest za tobą! - Nim jednak słowa ognika zdążyły dotrzeć do Byakko, jego dłoń już była trzymana za nadgarstek, tak aby zgięcie go nie było w ogóle możliwe.

- Znowu ty? - Burknął niski głos za nim, przyprawiając go o dreszcze. Shi Shuan nie musiał nawet się odwracać, aby poczuć zimne i ostre spojrzenie błękitnoszarych oczu.
- Czym ty tak właściwie jesteś?

Nie otrzymawszy jednak odpowiedzi, dłoń ze śladami po poparzeniu ścisnęła mocniej nadgarstek Byakko.
Cichy jęk bólu wydobył się z ust mężczyzny.

- Kapłanem! Wędrownym kapłanem! - Niemal wykrzyczał, próbując zabrać dłoń.

- Kłamca - Nie mogąc wytrzymać, zaczął jeszcze bardziej się szamotać. Duch studni nie wiedząc co robić w jednej chwili podleciał do Shi Shuana.

- Podaj mi drugą dłoń, zamienię się z tobą miejscem i-

Nim jednak dokończył, rozległo się chrupnięcie, a zaraz po nim fala bólu uderzyła w umysł Shi Shuana, prawie zginając go w pół. Chwilę później, trzymana przez mężczyznę dłoń, opadła luzem w niezdrowym kształcie, barwiąc się na lekko purpurowy odcień.
Aby wytrzymać piekielny ból złamanej ręki, niemal przegryzł swoją wargę do krwi.
Nim jednak zdążył przyzwyczaić się do bólu. Na swojej drugiej ręce poczuł chłodny dotyk. Równie mocny co wcześniej, a jego nogi ugięły się w kolanach.

- Więc teraz chce usłyszeć prawdę - Mówiąc to stanął naprzeciw niego. Ewidentnie nie zamierzał się wahać, jego oczy nie pokazywały nawet cienia zwątpienia. A przynajmniej do czasu gdy nie napotkały na jasnoniebieski symbol na bladym nadgarstku, przejeżdżając po nim kciukiem.
Duch studni lewitował jak sparaliżowany, bez słowa i jakiegokolwiek innego dźwięku. Do momentu w którym, unikając ostrza miecza, zniknął. Pozostawiając Shi Shuana samego, z niebezpiecznym mężczyzną.

- Spróbuj tylko wykrzesać drugą ręką choćby iskrę, a obiecuję, że nawet twoje prochy po śmierci nie zaznają spokoju.

Nie mając innego wyjścia, nawet nie kiwnął palcem, jedynie w duszy przeklinając beznadziejny los. Wyglądało na to, że tak miała skończyć się jego przygoda jako bóstwo w tym świecie. Poćwiartowany przez nieznajomego, zupełnie z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Nie, żeby różniło się to zbytnio od jego poprzedniej śmierci, jednak teraz? To wszystko wydawało się nawet bardziej przerażające, zwłaszcza gdy to nie on trzymał ostrze w dłoni.

Niespodziewanie jednak czarnowłosy schował miecz do pochwy, nawet nie robiąc żadnej rysy na Shi Shuanie.
Zamiast tego mocniej chwytając jego dłoń.
Nim jednak bóstwo zdążyło zrozumieć, co właściwie się dzieje, krótki i pewny atak w brzuch, zupełnie przyćmił jego umysł i wzrok. Pozbawiając go już na duższy czas przytomności.

~~~

- Znowu nie zamknąłeś drzwi! Prosiłem cię, abyś je zamknął! - Wykrzyknął, zamykając je szybkim zatrzasnięciem, po czym wymierzył siarczysty policzek w stronę dziecka, przez co w oczach chłopca pojawiło się kilka łez.
Dopiero wysoka kobieta w białym swetrze, podchodząc, uklękła i przytuliła Shi Shuana.

- Tato nie gniewaj się na brata, każdemu może się zapomnieć prawda Shi Shi? - Ciepły uśmiech starszej siostry od razu uspokoił skołatane nerwy.

- Przepraszam, już więcej się to nie powtórzy. J-ja naprawdę nie chciałem.... - Mówiąc to wtulił się w nią nawet bardziej.

- Mam nadzieję! Inaczej nic nie będzie z tego psa, o którym rozmawialiśmy. Musisz nauczyć się odpowiedzialności.

Starszy mężczyzna, zniknął z pola widzenia niemal tak szybko jak się pojawił.

- Nie przejmuj się - Pogłaskała chłopca - tata miał po prostu gorszy dzień, to nie twoja wina.

---

Zjadłabym mango. Lubicie mango?

Jak Zostałem Bogiem? | BL NovelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz