Rozdział 8

6.5K 429 22
                                    

    -Idziecie?- usłyszeliśmy zirytowany głos Onicii.

Stała i patrzyła jak Victor próbuje mnie przytulić jednak ja nie dawałem za wygraną i odpychałem go jak najdalej mogłem.

-Już, tylko uspokoję tego zboczeńca- zawołałem a on zaśmiał się i podczas mojej nieuwagi, jedną ręką przyciągnął mnie za mój tył do siebie.

-Chce cię tylko wyściskać- zamarudził, mocno mnie trzymając. Zacząłem drapać go ramionach, aby mnie puścił co nieszczególnie go ruszyło.

-Przysięgam że jeśli zaraz mnie nie puścisz, kopnę Cię tam gdzie nie powinienem- zagroziłem mu palcem, już się do tego przymierzając. Mimo lekcji samoobrony i szermierki w moim domu, jedynym dobrym sposobem na obronę był właśnie ten kopniak. Działał o wiele bardziej niż wszystkie te pełne technik ruchy obronne i sprawdzał się w stu procentach. Nie żebym już to robił, ale kilka razy mój nauczyciel musiał na chwilę usiąść, aby przestało boleć.

-To znaczy gdzie?- wampir udawał głupa i uśmiechał się niewinnie, trzymając mnie za nadgarstki.

-Jak to gdzie? No... tam- odparłem zły, jednocześnie za bardzo się wstydząc wypowiedzieć to na głos.

-Tam? Nie znam takiej części ciała- mruknął a ja powoli przestawałem panować nad własnymi ruchami. Jeszcze chwila i będzie bolało, Victorze.

-Nie mamy czasu na wasze mizianie. Mój ojciec wciąż na nas czeka- wampirzyca najprawdopodobniej już się niecierpliwiła, na co wskazywała jej znudzona poza.

-No dobrze, już dobrze- zaśmiał się Victor i puścił mnie w końcu, hamując przy tym gdyż szarpałem się tak mocno że gdyby nagle mnie zostawił, upadłbym na twardą ziemię.

-Phf, dziękuję- odezwałem się jedynie z grzeczności i ruszyłem pierwszy zaraz za Onicą zostawiając Victora za mną.

Było dziś pięknie a drzewa, które zbyt wcześnie straciły liście, idealnie komponowały z szarym niebem. Już mówiłem, ze kocham taką pogodę. Ale chce powiedzieć to jeszcze raz. Kocham atmosferę w powietrzu, kiedy zdaje Ci się ze zaraz będzie padać.

Nie mogłem sie po po prostu doczekać, aż poczuje ukłucie zimna kropli deszczu na skórze.

A wiem, że na pewno je poczuje gdyż zapomniałem zabrać ciepłego odzienia i nawet teraz czułem to nieprzyjemne zimno.

Szliśmy teraz przez jakąś wydeptaną drogę w lesie w trójkę, ponieważ Onica poprosiła nas abyśmy jej w czymś pomogli.

Dokładniej, Drion jako król ma pewne obowiązki i czasem potrzebuję pomocnej ręki. Od wojny, jego poddani muszą się ukrywać i mało komu może ufać, a więc wybiera zawsze swoja córkę. Tym razem jesteśmy jeszcze my, a im nas wiecej tym lepiej.

Gdy tak w ciszy szliśmy, poczułem ciepły dotyk dłoni na miej własnej. Wiedząc kto to robi, splotłem z przyzwyczajenia nasze palce, na co oczywiście nie zaprotestował.

-Mógłbym Cię jeszcze zgubić- usłyszałem cichy szept Victora i odwróciłem wzrok w jego stronę.

-Nie powinieneś tak bezwstydnie wciąż to robić- szepnąłem udając poważnego, mimo iż wcale nie miałem nic przeciwko.

Takie gesty a nawet i tylko jego dotyk przypominały mi dawne czasy, które wspominałem chyba najlepiej z całego mojego życia. Byłbym niezadowolony gdybym musiał ją teraz puścić.

-Wybacz, jeśli Ci to przeszkadza- odrzekł Victor a ja pośpiesznie machnąłem ręką.

-Nie, nie. Po prostu po tylu latach, takie rzeczy wydają się nieodpowiednie jeśli już z nich wyrosłeś.

Do NotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz