Rozdział 19

6K 350 51
                                    


Deszcz zbudził mnie ze snu, o którym nie miałem nawet pojęcia. Tak naprawdę uświadomił mnie o końcu wciągania mnie w nieznane przez tamte lepkie stworzenia, wydostające się z równie obślizgłej wody. Nie czułem już na skórze tej lepiącej cieczy, ani nie czułem w ustach jej obrzydliwego smaku, ale za to zaczęły przeszkadzać mi mokre ubrania, przepuszczające zimno, które o dziwo czułem.

Otwierając oczy, ukazała mi się ta sama kraina, w której byłem jeszcze przed chwilą... Lecz zmieniona pod wieloma względami, mrożącymi krew z żyłach.

Leżałem na czarnej trawie, tak szorstkiej i ostrej, że przebijała materiał moich ubrań, raniąc skórę i dając upływ czarnej krwi. Tak przecież nie powinno być. A w dodatku małe cięcia, które po tym zostawały, nie regenerowały się. Moja zraniona ręka wciąż trwała w swym stanie, lecz rana zaczęła krwawić jeszcze bardziej. Czarna ciecz nie przestawała się sączyć, rozrzedzając się potem w deszczu na ziemi pod moimi nogami.

Kiedy wstałem, rozejrzałem się wokół. Wszystko w tym samym miejscu, ale zrujnowane i porośnięte chwastami, nie tworzyło już tego samego efektu jak wcześniej. Woda w fontannie spływała czarnym płynem, a kwiaty zamieniły się w krzewy o liściach ostrych niczym najlepszy miecz. Doświadczyłem tego, kiedy przechodząc po pękniętej podłodze, ręką badałem wszystko, co odkrywałem tu na nowo.

Niebo było zachmurzone i, tak jak mówiłem, deszcz nie oszczędzał żadnego miejsca. 

Grzmot uderzył nagle we wzgórza za mną, a niebo rozbłysło się niczym zwiastun okropnej tragedii. I owszem. Tragedią będzie, jeśli pozwolę Kodzie ujrzeć tę wichurę i na nowo przywołać złe wspomnienia. Muszę go znaleźć. Ale nie zrobię tego bez Zerse.

Rozejrzałem się jeszcze raz, tym razem dokładniej szukałem go za przeźroczystą ścianą deszczu. Nigdzie tak jak tutaj nie doświadczyłem takiego zjawiska i bałem się, że utrudni mi to poszukiwania, ale nadaremno były te myśli, kiedy tylko poczułem rękę na swoim ramieniu.

- Już myślałem, że nie cię nie zna...

Myślałem, że ujrzę przy sobie postać śmierci, jednak...Przede mną ukazała mi się jedynie mała, bladziutka istota, budową przypominająca młodą dziewczynkę, na pewno o wiele młodszą ode mnie, lecz swoimi kolorami, i skóry, i sukienki, przypominała bardziej zjawę czy ducha. Skóra bielsza od mojej i oczy tak wyblakłe, że przypominała mi rysunek z książki. Tylko wianek z prawdziwych, czarnych kwiatków dawał jedyną aurę życia.

- Zupełnie jak matka, hi hi! - odezwała się i wyszczerzyła ząbki.

Jej falowane włosy w ogóle nie mokły na deszczu, za to jej przeźroczysta biała sukienka lepiła jej się do skóry, ukazując kościste żebra i wielką ranę na powierzchni całego jej ciała.

- Matka? - spytałem, udając, że wcale nie dziwi mnie jej obecność i krew, wciąż sucha i zakrzepnięta, wydostająca się z jej urazu. Tym bardziej niegrzecznie byłoby mi zwrócić jej uwagę na wielki garb niepasujący do jej delikatnej budowy.

Dziewczynka zaśmiała się i piąstkami potarła swoje duże oczka. Nie odpowiedziała mi, wpatrując się jedynie w swoje kostki, także poranione lecz ukazujące brak przepływu krwi.

- Gdzie my jesteśmy?

- Jesteśmy w domu Śmierci. - Mała potwierdziła niewinnie słowa Zerse i moje domyślenia. Chociaż nie było to takim mocnym argumentem jak to, że chyba naprawdę gadam z duchem.

- Gdzie on jest?

- Na pewno gdzieś tutaj! Widziałam jak wciągnęły tu was te brzydkie stwory, które często pomagają naszemu panu! Utopce! Nigdy nie widziałam takiego zjawiska, bo wiesz, one bywają bardzo agresywne. Ale zostawiły cię zaraz po tym, jak cię tu zaciągnęły. Widziałam wszystko z tamtego krzaczka, niedaleko nas. Ale to nieważne. Co tu robisz? Czemu przyszedłeś? Dlaczego wyszedłeś z domu Śmierci? Powiedz, powiedz!

Do NotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz