I kolejny rozdział dla was!
Miłego dnia x
- Bruno, koniecznie nie wychodź dziś z domu - ciężarny poprosił w drugi dzień świąt z tajemniczym uśmiechem - Zrób to dla mnie, nie zawiedziesz się. Dziś mamy specjalnych gości.
- Gości? Jakich gości? - zmarszczył czoło nastolatek - Nie miałem w zasadzie zamiaru wychodzić, ale teraz to mnie zainteresowałeś.
- Powiedzmy, że to osoby, które bardzo chciałeś spotkać - poczochrał włosy nastolatka - Obiecuję, że się nie zawiedziesz.
- Mamo... - jęknął, jednak wiedział że nie uda mu się uzyskać odpowiedzi - Jeśli się zawiodę, to policzmy się - zażartował.
- Oczywiście - zostawił talerzyk pierniczków na biurku chłopaka i wyszedł z jego pokoju.
Czuł ekscytację, ponieważ dawno nie wdział swoich dziadków. Ci bardzo chcieli ich odwiedzić, słysząc od jego Desa, że Bruno ma chłopaka alfę. Oni sami wiedzieli, jak to czasem trudne potrafi być. Przeszedł do salonu, gdzie Louis konfigurował nowego laptopa. Był podekscytowany sprzętem jak dziecko, ale nikt się temu nie dziwił.
- Powinni być za godzinę, obiad gotowy. Ciasta wystawione - Harry wyliczał, opierając głowę o oparcie - I dzieci się obudziły pod koniec.
- Zaczęły swoją walkę? - alfa oderwał wzrok od ekranu - I tak dały ci dużo spokoju, patrząc na ostatnie dni.
- Tak, to racja. Nie wiem, może są dwiema alfami, że tak sobie dokuczają nie patrząc na mnie - zmarkotniał - Chciałbym chociaż jedno spokojne szczenię, Lou.
- Na pewno trafi się, zobaczymy kto się urodzi, jednak obstawiam że chociaż jedno z nich jest alfą - zgodził się niebieskooki, po czym odłożył komputer, aby całą swoją uwagę oddać narzeczonemu.
- Czuję się taki pełny, a wiem, że jeszcze sporo urosnę z tą dwójką. Dobrze, że chodzę na tę jogę dla ciężarnych - to był chyba jego najlepszy pomysł.
- Dla mnie wyglądasz naprawdę pięknie, jesteś domkiem dla naszych maluszków - uśmiechnął się, nie mógł się doczekać aż będzie mógł przytulić szczeniaki do swojej piersi.
- Oby tak pozostało, noszę twój znak i nie wytrzymałym, gdybyś mnie zostawił przez moją wagę, czy coś - to chyba był największy koszmar dla omeg.
- Nawet niech nie wpadają ci do głowy takie myśli - Louis nie mógł zostawić tego bez słowa - Jestem odpowiedzialnym facetem, kocham cię i nie zostawiłbym cię przez taką błahostkę jak waga.
- Kocham cię - wtulił się w bok alfy, jego słowa uspokoiły głupie myśli.
Jakiś czas później usłyszeli dźwięk dzwonka do drzwi. Harry wstał za pomocą narzeczonego i z ekscytacją podszedł do drzwi, które otworzył.
- Robert, Christian - przywitał się ze śmiechem, ze swoimi dziadkami - Dobrze wyglądacie, podróże wam służą.
Mówił do nich po imionach, odkąd go o to poprosili. Coś o tym, że nie chcą czuć się starzy.
- Harry, dobrze cię widzieć. Nie widzieliśmy się tyle czasu... - Robert pomógł mężowi ściągnąć kurtkę - Bruno w domu? Ostatni raz, kiedy go widzieliśmy był małym szczeniaczkiem.
- Dzień dobry, jestem Louis. Narzeczony Harry'ego - przedstawił się Tomlinson.
Harry poczuł jak silne ramię szatyna go obejmuje w tali. Robert uśmiechnął się po ocenieniu wzrokiem Tomlinsona i ścisnął jego dłoń.
CZYTASZ
Breaking Rules/larry/
FanfictionŻycie nie zawsze układa się po naszej myśli, nieraz popełniamy błędy i później latami za nie płacimy. Tak właśnie było z Harrym, omegą po usunięciu znaku przynależności i Louisem, który lata musiał ukrywać prawdziwego siebie...