2. Koza.

2.6K 213 131
                                    

Kolejny dla was!

Miłego dnia!

Poranek był spokojny. Bruno na szczęście obudził się bez problemów, co było dla Harry'ego małym sukcesem, bo to oznaczało że zdąży jeszcze kupić kawę przed pracą i nie będzie musiał jechać szybciej niż przewidują przepisy. Zrobił nawet posiłek do szkoły dla swojego syna, a śniadanie zjedli razem, dobrze było mieć towarzystwo o poranku.

- Nie patrz tak na mnie Bruno, nawet mi się zdarzają poranni klienci, a jeszcze ci co płacą podwójnie? - szturchnął bok swojego syna - Żal byłoby odmówić.

Omega podała pakunek młodemu alfie i obaj najedzeni, ubrani, gotowi, ruszyli do samochodu Stylesa.

- Kto daje z rana psa do fryzjera? - marudził podążając za rodzicem - Jacyś puści ludzie, którzy nie mają co robić ze swoim czasem? - przewrócił oczami - I mają za dużo pieniędzy, oczywiście.

- Ja nie narzekam i tak miałem cię zawieść do szkoły - odblokował pojazd i zajął swoje miejsce - A planuję dobre wakacje za granicą.

- Sam? - od razu spytał, kiedy zapiął pas bezpieczeństwa, a jego plecak spoczywał między nogami na wycieraczce.

- Z tobą kochanie, bliżej wakacji usiądziemy i wybierzemy jakieś fajne miejsce - obiecał, chcąc podjąć z Brunem decyzję - W końcu jeden cały miesiąc jest nasz.

- No jasne, będzie super - skinął alfa i zaczął grzebać w swoim telefonie, sprawdzając socialmedia przede wszystkim.

Kilkanaście minut później się żegnali, a omega upewniła się, o której ma przyjechać po niego.

Później Harry spokojnie kupił sobie kawę z ulubionej kawiarni i ruszył w stronę swojego kochanego zakładu. Był jak dumna matka.

Dojechał na miejsce przed czasem, mógł spokojnie otworzyć zakład i przygotować wszystko na pierwszego klienta. Mieli ich naprawdę wielu, a oni wymyślali jeszcze dziwniejsze pomysły. Znajdowały się też tam kojce, gdzie psy czekały na swoich właścicieli.

Na szczęście nie spostrzegł żadnych zniszczeń, czy braków. Usiadł spokojnie za biurkiem na recepcji i postanowił trochę posprawdzać rzeczy związane z finansami. Nikomu z pracowników nie mógł zaufać w stu procentach w tym.

Idealnie kiedy skończył, usłyszał skrzypnięcie drzwi, co znaczyło że albo przyszedł klient albo ktoś przyszedł się zapisać na wizytę.

Wyprostował się i odłożył na bok papiery. Zaraz poczuł na swoim udzie mokry nos i już wiedział kto to jest.

- Cześć Clifford, też za tobą tęskniłem przystojniaku - pogłaskał przyjacielskiego zwierzaka.

- Dzień dobry - chrząknęła kobieta i spojrzała na Harry'ego - Clifford jak zwykle bez zmian, zostanie odebrany za jakiś dwie godziny. Pełna usługa - zaznaczyła.

- Dzień dobry. Jasne pani Tomlinson, płatność teraz, jak zawsze? - upewnił się Harry, wyciągając małego snaczka i dając go psiakowi.

- Dokładnie tak, kartą jak zawsze - potwierdziła, wyciągając portfel z torebki, a z niego kartę płatniczą.

Harry jak na zawołanie sięgnął po terminal i wpisał w nim podwójną kwotę, którą obiecała mu kobieta. Chwilę później się z nią żegnał, a on sam trzymał smycz czarnego wielkoluda.

Pies był zadbany i bardzo przylepny, z tego co Harry zdążył się dowiedzieć, miał lekko ponad rok, więc był młodziutki. Uwielbiał dbać o takie psy.

Właścicielka dbała o częste przychodzenie do niego, przez co stali się ze zwierzakiem pewnego rodzaju przyjaciółmi. Kochał zwierzęta i nie mógł nic na to poradzić.

- To co kolego? Mamy poranek we dwójkę? - Harry zagadał do psiaka i przeszedł z nim do innego pomieszczenia, gdzie zrobił mu zdjęcie przed pielęgnacją.

Lubił się chwalić swoją pracą, niektórzy klienci zgadzali się na publikacje zdjęć w ramach rabatów, co dawało mu niedrogą reklamę. Miał też dowód, że pies nie wychodzi w takim samym stanie jak przyszedł.

- Tak, jesteś piękny kochanie - zachichotał na oblizanie jego policzka.

Harry zabrał się chętnie do pracy. Jego psi pacjent był dzielny podczas kąpieli, suszenia oraz przycinania pazurków. Bardzo dobrze wychowany zwierzak.

Zabezpieczył też poduszeczki w łapkach wazeliną oraz wyczyścił uszy Clifforda. Tak dobrze znał już jego zachowania, że skończył przed czasem. Pozwolił mu się kręcić po firmie przynajmniej do czasu, aż nie przyjdzie kolejny klient.

🐾🐾🐾🐾🐾

- Bruno, już się martwiłem, że mi zaginąłeś - Harry westchnął z frustracją w głosie, dosłownie czekając półgodziny dłużej na młodego alfę - Za co dostałeś kozę? Nie patrz tak na mnie, znam cię.

- Czy to ważne mamo? Przepraszam, ale poważnie, to nic takiego. Nauczycielka się na nas uwzięła - przewrócił oczami - Nic nie zrobiliśmy, a wsadziła nie tylko mnie do kozy.

- Dobrze, że to nie tata cię odbiera. Pasy - wskazał palcem i ruszył przed siebie - Dziś mam zajęcia z jogi, a raczej powinienem mieć - spojrzał na zegarek. Było już za późno. Nie zdąży. Prędzej przyjechałby na ostatnie piętnaście minut zajęć.

- Nie wiedziałem, że chodzisz na jogę. Inaczej wróciłbym przecież sam, nie mam siedmiu lat - przypomniał brunetowi - Nie raz już wracałem sam.

- Chcę choć raz dać z siebie wszystko, daj mi się tym nacieszyć - włączył dość cicho radio - Poćwiczę w domu wieczorem.

- Przepraszam jeszcze raz - zrobił oczy szczeniaczka, wiedząc że na jego mamę to mocno działa.

- No już, wiesz że za bardzo cię kocham - Harry uniósł kącik ust. O dziwo, widział wiele z siebie w chłopaku.

- Zjemy coś dobrego dziś? Zrobisz zapiekankę, tą którą robisz zawsze jak już się widzimy? - poprosił, uwielbiał kuchnie mamy.

- Nie ma problemu. Zajedziemy do sklepu i zrobimy zakupy na te kilka dni przy okazji - zaproponował, pozwalając aby szczęście choć na chwilę zawładnęło jego ciałem.

Niedaleko mijali Lidl, więc zatrzymali się na parkingu. Harry pozwalał brać Bruno to, na co na ochotę, oczywiście bez przesady.

Do domu wrócili z pełnymi siatkami, w których znalazły się też lody na deser. Obaj zasłużyli na to po całym dniu pracy oraz nauki. Harry wiedział też, że Bruno rośnie i nie powinien mieć tak ograniczonej diety.

Omega uważała, że te kilka dni ze swoją pociechą były warte każdej jego łzy i załamania. Zrobił to, stworzył odpowiednie życie dla własnego szczeniaka.

🐾🐾🐾🐾🐾

Każde rozstanie z Brunem nie było proste, tym bardziej kiedy ich więź była coraz mocniejsza. Logan przyjechał po syna w niedzielne popołudnie, nawet nie wysiadł z samochodu, tylko czekał na podjeździe.

Omega obejmowała mocno swoje dziecko. Składając pocałunek na jego policzku. W zielonych oczach błyszczały łzy.

- Zawsze możesz do mnie wrócić synku, kiedy tylko chcesz - wymamrotał ciężko, ledwo powstrzymując swoje łzy.

- Mamo nie płacz, przecież wrócę i jeszcze spędzimy dużo czasu razem. Tata jest jaki jest, wkurzamy się na siebie i dogryzłem mu nie odzywaniem się - Bruno był tego świadomy - I pójdziesz spokojnie na jogę - zaśmiał się.

- Może się ogarnie chociaż - odsunął się od nastolatka na wyciągnięcie ramion - Napisz do mnie, jak będziesz bezpiecznie u Logana.

- Napiszę na pewno, trzymaj się i nie przepracuj - zaznaczył, wiedząc jak mama lubi swój biznes.

Brunet tylko się lekko uśmiechnął. Miło mu było, że jego dziecko się o niego martwiło. Dodawało mu to czegoś ciepłego w środku.

🐾🐾🐾🐾🐾
Kola💚💙💚

Breaking Rules/larry/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz