11. Mama zawsze spełnia swoje groźby.

3K 202 214
                                    

Koniec tego dobrego, dziś z Olą wracamy do swoich domów.

Już nie będzie codziennie rozdziałów!

Miłego dnia!

Harry przechadzał się po Doncaster samotnie. Przyglądał się okolicznym budynkom, szkołom, muzeom jaki i parkom. Coraz bardziej czuł, że mógłby mieszać w tak miłym dla oka miejscu.

Nie to, że nie lubił Londynu... Po prostu, czasem ten przepych wielkiego miasta go przerastał.

Ponownie w ciągu pięciu minut spojrzał na wyświetlacz telefonu. Martwił się, ponieważ Louis już prawie godzinę rozmawiał z rodzicami i nie dawał mu znaku życia. Nie miał pojęcia czy to oznaczało wielką kłótnie czy kompromis, który byłby czymś dobrym dla nich. Chciał, żeby Louis dobrze czuł się z ich związkiem i jednocześnie czuł się akceptowany.

W końcu imię alfy pojawiło się na wyświetlaczu, a w jego żołądku przekręciło się wszystko.

- Lou? - Harry odebrał, prawie wypuszczając smartfon z rąk. Jego serce mocniej zabiło w oczekiwaniu na informacje.

- Daleko zaszedłeś? Możesz wrócić do domu moich rodziców? - spytał niebieskooki - W razie co mogę wyjść po ciebie.

- Em, wydaje mi się, że zacząłem się kierować w stronę twojego rodzinnego domu... - rozejrzał się - Tak, widzę ten śmieszny baner.

- Chodź w takim razie, wyjdę do ciebie - zapowiedział się, po czym wyjątkowo szybko rozłączył.

Harry zmarszczył na to brwi. Miał ogromną ochotę opierzyć Louisa. Wiedział, jak się martwił, a tak się zachował. Naburmuszony odnalazł właściwą ulicę i kilka minut idąc na wprost zauważył szatyna.

- Co to za mina? - spytał szatyn, widząc sposób w jaki patrzył na niego partner.

- Zostawiłeś mnie bez słowa Louis - ułożył dłonie na klatce piersiowej.

- Jak bez słowa? Nie chciałem nic mówić przez telefon - zaznaczył, a jego oczy błyszczały czymś nowym.

- W takim razie teraz mi powiedz, inaczej nie wiem co ci zrobię Lou -  powoli się rozluźniał.

- Wychodzi na to, że gdzieś po drodze ja i Lottie pogubiliśmy się w informacjach od rodziców. Porozmawialiśmy szczerze i oni chcą cię poznać, nawet bardzo - zagryzł wargę.

- Co? O czym ty mówisz - uchylił wargi i złapał dłonie mężczyzny w swoje - Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności.

- Rodzice akceptują mnie, moją orientację - przyznał - Powiedzieli, że kochają mnie takim jaki jestem i musiałem coś źle zinterpretować. Widzieli, że nie byłem szczęśliwy ze Skyler.

- Jednak mówiłeś, że chcieli abyście do siebie wrócili - przypomniał cicho, kompletnie zaskoczony tymi rewelacjami ze strony szatyna.

- Nie chcieli żebym został sam, no i po cichu liczyli na wnuki - wzruszył ramionami - Ale powiedziałem im o tobie, mama opieprzyła mnie że zostawiłem cię na zewnątrz samego.

- Sam się na to pisałem, nie jestem zły, czy coś - ścisnął dłonie Louisa - Czyli co? Poznaję twoją rodzinę, jak, zaraz?

- Jak teraz - zaśmiał się i pochylił, by na chwilę połączyć ich usta - Powiedziałem im też, że jesteśmy połączeni.

Brunet zadrżał, pochylając na bok głowę, próbując jakoś ukryć swój znak przynależności, który zapiekł na samo słowo wypowiedziane przez szatyna.

Breaking Rules/larry/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz