Rozdział 14

564 56 20
                                    

26 listopada 2014
160 dni

Spędziliśmy w szpitalu dwa dni. Nie chciałam wracać, wiadomość o tym, że jedyna osoba w naszej rodzinie, która pamiętała mojego biologicznego ojca straciła pamięć była przytłaczająca. Chandler też nie wyjechała, siedziała tam z nami, czekając na jakąkolwiek poprawę. Codziennie spędzaliśmy u Jace'a kilka godzin opowiadając mu różne historie z jego życia, mając nadzieję na nagły przebłysk pamięci. Jednak nic takiego nie miało miejsca. On nie pamiętał, jak się nazywał gdy weszliśmy do niego po raz pierwszy. Musieliśmy mu streścić całe jego życie, oczywiście mówię tu o tych rzeczach, które pamiętaliśmy. Cały czas mieliśmy świadomość tego, że jeśli Jace nie odzyska pamięci, nasze i jego życia nigdy już nie będą takie same.

Chandler przeżyła to chyba najbardziej z nas wszystkich. Nie dziwię się jej. Jace naprawdę ją kochał, z tego, co wiem, to nawet planował się jej oświadczyć, a teraz to wszystko wyparowało, a do niedawna nierozłącznych ludzi otoczyła aura zakłopotania. Aż serce bolało, gdy się na nich patrzyło.

Był jeden plus tego, że byliśmy w szpitalu: nie musiałam martwić się o to, że nie wzięłam ze sobą insuliny. Pewna miła pielęgniarka wydała mi odpowiednią dawkę gdy pokazałam jej bransoletkę poświadczającą o mojej chorobie. Z moimi braćmi też nie było zbytniego problemu: dzwoniłam kilka razy, Ashton, Calum i Michael zajmowali się chłopakami na zmianę. Rzeczą, która wywołała uśmiech na mojej twarzy było ich nieustanne narzekanie na Roberta za każdym razem, gdy się z nimi kontaktowałam.

Po dwóch dniach spędzonych w budynku, którego miałam już serdecznie dość, otrzymaliśmy informację, że Jace zostanie przeniesiony do szpitala w Lawrence. Musiał zostać na obserwacji, a lekarze powiedzieli mi, że raczej go nie wypiszą z tamtego szpitala dopóki większość obrażeń się nie zagoi. Jakbym tego nie wiedziała. Dzięki przeniesieniu miałam go bliżej, co ułatwiło mi składanie mu wizyt w przyszłości.

Gdy przeniesienie mojego brata stało się pewne, zdecydowaliśmy się na powrót do domu. Nie musiałam martwić się o to, że trafimy do domu dziecka, bo opiekę nad nami pewnie przejmie babcia. Znaczy do momentu aż Jace odzyska sprawność, ponieważ tak na dobrą sprawę to on został naszym opiekunem prawnym.

Droga powrotna dłużyła mi się niemiłosiernie. Chciałam już być w domu, który bez rodziców i Jace'a był dziwnie pusty, ale jednak wciąż pozostawał domem. Tym razem to Luke prowadził.

Właśnie, Luke. Ta wycieczka sprawiła, że jeszcze bardziej pogubiłam się w tym, co czuję. Luke od zawsze był przyjacielem, to nie ulega dyskusjom. Ale coś się zmieniło, i to nie tak dawno w dodatku. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie zauważałam. Na przykład to, że dołeczek w jego prawym policzku pojawiający się przy każdym uśmiechu nagle zaczął sprawiać, że sama się uśmiechałam. Takich spostrzeżeń było jeszcze kilka, ale za każdym razem próbowałam je wytłumić, przypomnieć sobie, że nie mogłam pozwolić na to, żeby Luke był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Bo nie był. A ja nie chciałam, żeby to się zmieniało, przynajmniej nie wtedy. Nie potrzebowałam więcej problemów i zmian. Gdyby sytuacja była inna, to nie próbowałabym odeprzeć od siebie chociażby możliwości takiego obrotu spraw, ale sytuacja nie była inna. Wniosek: Luke pozostanie moim przyjacielem. Tylko przyjacielem. Nie tylko dlatego, że nie pragnęłam zmian, był kolejny powód.

Wciąż nie wiedziałam, co do niego czuję. Moje uczucia były tak pomieszane i pogmatwane, jak to tylko było możliwe.

Podczas drogi powrotnej jeszcze jeden temat zaczął zaprzątać moje myśli. Fletcher. Wciąż byłam na niego wściekła no i nie wiedziałam, co z nim zrobić. Chciałam z nim zerwać, ale jednocześnie wolałam go mieć przy sobie. Z jednej strony faktem było to, że ostatnio zachowywał się tak, jakby miał mnie głęboko gdzieś, ale z drugiej zawsze był dodatkową osobą do pomocy w razie czego. Poza tym zanim się zeszliśmy, Flee był moim dobrym przyjacielem. Wiecie, co by się stało, gdybym z nim zerwała? Nie bylibyśmy przyjaciółmi ani wrogami. Zostalibyśmy nieznajomymi ze wspólnymi wspomnieniami. Skąd to wiem? Gadałam z jego byłymi, za każdym razem działo się to samo. Zachowywali się, jakby nigdy się nie poznali. Dlatego tak bałam się podjęcia jakiejkolwiek decyzji.

Thunder // l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz