Rozdział 15

478 52 14
                                    

27 listopada 2014
Święto Dziękczynienia
159 dni

Cóż, muszę się przyznać, że przy tym całym zamieszaniu spowodowanym Jacem, Fletcherem i całą katastrofą kompletnie zapomniałam o Święcie Dziękczynienia. Skończyło się to tym, że obudziłam się rano zdziwiona, że Luke'a nie ma obok mnie - przecież doskonale pamiętałam moją walkę z jego gadaniem przez sen.

Jeszcze leżąc w łóżku usłyszałam jakieś hałasy dobiegające z kuchni, więc zebrałam włosy w kucyk żeby jakoś wyglądać i zeszłam na dół. To,co tam zobaczyłam sprawiło, że stanęłam jak wryta.

Zanim opowiem wam, co działo się w kuchni gdy tam dotarłam to musimy ustalić, że zostawianie moich przyjaciół samych sobie to nie jest dobry pomysł, że nie wspomnę o zostawianiu ich sam na sam z lodówką.

W pomieszczeniu panował chaos. Michael miał żurawinę we włosach, Calum próbował coś znaleźć w szufladach wywalając wszystko na blat kuchenny, Ashton był cały w żółtku jajek a Luke uparcie próbował wygrzebać mąkę z włosów. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, w końcu nie wiedziałam, który był dzień. Po prostu stałam tam zdziwiona, co się tak właściwie dzieje. Pierwszy zauważył mnie Calum.

- Hej, Sam! Pomożesz nam? - zabrzmiało to co najmniej dziwnie zważywszy na fakt, że chłopak mówiąc to trzymał w ręku wielki nóż kuchenny

- Cześć, Sam! Jak się czujesz? - zanim zdążyłam zapytać o cokolwiek zostałam zapytana o samopoczucie przez Ashtona i przywitana przez resztę towarzystwa, co równało się przytuleniem mnie przez każdego. Rezultatem było oczywiście było to, że skończyłam z koszulką w mące, żółtku i żurawinie.

- Co wy tak właściwie robicie? - zapytałam gdy tylko dano mi odetchnąć

- Jak to co? Przecież dzisiaj macie Święto Dziękczynienia! - Ashton uświadomił mi tą straszną prawdę

- O Chryste Panie, nie mamy nic, a pewnie zjedzie się cała rodzina! - wykrzyczałam zdenerwowana. Jak mogłam zapomnieć?!

- Lecę się ogarnąć, nie zróbcie jeszcze większego bałaganu. - szybko wbiegłam na górę, umyłam się, przebrałam i z powrotem zeszłam na dół, by wziąć się do roboty

- Dobra, powiedzcie mi, co zrobiliście do tej pory. - powiedziałam wchodząc do kuchni i podwijając rękawy swetra, który miałam na sobie

- Emmm, tak na dobrą sprawę to tylko bałagan zrobiliśmy. - Hemmings stwierdził drapiąc się po karku. Westchnęłam ciężko.

- Dobra, trudno. Czego potrzebujemy? - ironicznie to chłopcy wiedzieli lepiej, co należy mieć na stole w Święto Dziękczynienia, mnie to nigdy nie interesowało.

- Przede wszystkim potrzebujemy indyka i sosu żurawinowego. Przydałoby się jeszcze ciasto dyniowe. - Michael zaczął wyliczać na palcach

- Ciasto można kupić w cukierni niedaleko. Indyk powinien być w lodówce, zaraz pójdę po sos żurawinowy i po jakieś nadzienie. Obdzwonię rodzinę, może ktoś przywiezie coś jeszcze. Idę do sklepu, wy w międzyczasie doprowadźcie siebie i kuchnię do względnego porządku, okej?

- Tak jest, pani generał! - cała czwórka zgodnie mi zasalutowała stukając piętami, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Założyłam buty, narzuciłam na siebie kurtkę, chwyciłam trochę gotówki, która leżała na stoliku w przedpokoju i wyszłam z domu. Skierowałam się do najbliższego supermarketu, spacer zajął mi jakieś dziesięć minut. Tam zakupiłam wszystkie potrzebne rzeczy, po czym skierowałam się do cukierni, gdzie z kolei udało mi się kupić ciasto dyniowe. Obładowana siatkami wróciłam do domu, odłożyłam wszystko na blat kuchenny i poszłam na górę poszukać przyjaciół i przy okazji obudzić braci, którzy tym razem spali zadziwiająco długo. Wyobraźcie sobie moją minę gdy weszłam do mojego sanktuarium spokoju i zastałam tam czworo chłopaków grzebiących w rzeczach, które zdecydowanie nie należały do nich.

Thunder // l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz