Rozdział 5

878 80 21
                                    

1 listopada 2014
22 dni przed katastrofą

Pierwszą rzeczą, która do mnie dotarła było uwieranie spowodowane tajemniczym przedmiotem założonym na moją twarz. Nie należało to do przyjemnych odczuć, ale przynajmniej nie krztusiłam się dymem. Wtedy do głowy przyszła mi druga myśl. Mogłam swobodnie oddychać, w powietrzu już nie czułam okropnego zapachu spalenizny towarzyszącego mi przez ostatnie chwile świadomości. Delektowałam się chwilą spokoju, którą przerwało natarczywe pulsowanie w skroniach. Dopiero wtedy powoli otworzyłam oczy.

Ostre światło pochodzące z lampy wiszącej tuż nade mną porządnie mnie oślepiło. Uniosłam lewą dłoń i przesłoniłam nią twarz. Po moim drobnym ruchu w pomieszczeniu podniosła się wrzawa.

- Tony, obudziła się! - usłyszałam radosny głos mojej matki. Już po chwili ujrzałam twarze rodziców przyglądające mi się z troską. Słabo się uśmiechnęłam.

- Skarbie, w porządku? Boli cię ręka? - głos kobiety rozniósł się po pomieszczeniu. Jej dłoń powędrowała do mojej twarzy, a po chwili dziwny ucisk zniknął. Dopiero wtedy zorientowałam się, że miałam na sobie maskę do tlenoterapii i że nie mogłam mówić z nią na ustach. Dlatego mama mi ją zdjęła. Teraz jej ręka spoczywała na moim czole.

- Co? Czemu miałaby mnie boleć? - zdezorientowana spojrzałam na na lewą dłoń. Wszystko było z nią w porządku. Oględziny przerwał mi ojczym.

- Nie ta, Sammy. Prawa ręka. Boli cię? - zmarszczyłam brwi. Nie, nie bolała. Cholera, ja jej nawet nie czułam. Spanikowana zerknęłam w stronę prawej części ciała. Moim oczom ukazała się spuchnięta kończyna szczelnie owinięta opatrunkiem chłodzącym. Odetchnęłam z ulgą. Zawsze mogło być gorzej.

- Nie boli. Nawet jej nie czuję. - wychrypiałam odpowiadając na zadane wcześniej pytania. Brzmiałam strasznie. Jakby ktoś jeździł szkłem po moich strunach głosowych. Tata odetchnął z ulgą, a ja założyłam maskę z powrotem na twarz przy pomocy zdrowej ręki.

Wtedy do pokoju wszedł lekarz z podkładką w ręku. Podejrzewałam, że trzymał moją kartę pacjenta. Mężczyzna wyglądał na miłego, uśmiechnął się do mnie życzliwe kiedy zobaczył, że już się obudziłam.

- Jak się czuje nasza śpiąca królewna? - uśmiechnęłam się unosząc kciuk w górę. Na razie wolałam nie zdejmować maski. Po chwili zastanowienia wskazałam palcem wskazującym na głowę krzywiąc się jednocześnie.

- To normalne, że boli cię głowa. Za niedługo powinno przejść. Dostałaś miejscowe znieczulenie, żebyś nie drapała poparzenia. Leż i odpoczywaj. - popatrzyłam błagalnie na mamę niemo prosząc, by zapytała, kiedy mnie wypiszą. Moje prośby zostały wysłuchane i kobieta zaczepiła pracownika szpitala.

- Kiedy będzie mógł pan ją wypuścić? - facet najpierw zmierzył mnie wzrokiem, po czym uważnie przestudiował kartę pacjenta. Zmarszczył brwi, ponownie spojrzał na mnie zatrzymując się na poparzonej dłoni i ponownie się uśmiechnął.

- Jesteś prawo czy leworęczna? - uniosłam w górę zdrową rękę pokazując, że moją wiodącą dłonią była ta po lewej stronie ciała.

- W takim razie myślę, że już we wtorek będziesz mogła wrócić do szkoły. - na moją twarz wkradł się wyraz bezgranicznego zawodu. Po pierwsze: następnego dnia chłopaki mieli koncert w klubie, na który koniecznie chciałam pójść. Po drugie: miałam się tam nudzić przez kolejne cztery dni. Po trzecie: ja nie mogłam się nudzić, a szczególnie nie wtedy. Gdybym miała jakieś zajęcie, to przynajmniej odgoniłabym myśl od tego, że ktoś wyraźnie próbował zrobić mi krzywdę. Co najmniej. Z rozmyślań wyrwał mnie głos ojczyma.

Thunder // l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz