14 listopada 2014
9 dni przed katastrofąLeżałam na łóżku przykryta kocem i zwinięta w kłębek. Był środek dnia, ale rolety w moim pokoju były zasłonięte, a światła zgaszone. Pomimo tego, że był czwartek, to zostałam w domu. Powód był bardzo prosty: rano obudziłam się ze straszliwą migreną i bólem brzucha. Wspólnie z rodzicami zgodziliśmy się, że powinnam zostać w domu. Spałam do trzynastej. Kiedy już się obudziłam, zaczęła się katorga. Żadne leki nie działały, więc pozostawało mi zagrzebać się pod kołdrą i umierać. Chciałam zadzwonić po Fletchera, ale w czwartki miał zmianę w kawiarni. Potem nabrałam ochoty na towarzystwo Amy, jednak ona była w szkole. Do chłopaków nawet nie próbowałam dzwonić, bo pewnie mieli próbę, a ja nie chciałam im przeszkadzać, więc po prostu leżałam i starałam się zignorować pulsujący ból.
Nagle błogą ciszę przerwał ogłuszająco głośny refren piosenki "It's Time" zespołu Imagine Dragons. Zdenerwowana wygrzebałam się spod pościeli i złapałam mój telefon jednocześnie przeciągając palcem po ekranie by odebrać połączenie. Przy całym pośpiechu, żeby wyzbyć się hałasu nie zdążyłam zarejestrować kto dzwoni. Przycisnęłam urządzenie do ucha jednocześnie masując sobie skroń wolną ręką.
- Halo? - normalnie bym się wkurzyła, ale głowa dawała o sobie znać zdecydowanie za mocno na krzyki
- Wszystko w porządku? - odpowiedział mi znajomy głos. Nie wiem, czego się spodziewałam. Kto inny mógł dzwonić?
- Nie do końca. Skąd wiedziałeś, że coś jest nie tak? - powiedziałam niemalże szeptem
- Amy do mnie napisała, że zostałaś w domu, więc pomyślałem, że coś musi być na rzeczy. Dobrze się czujesz? - w głosie chłopaka było słychać autentyczną troskę
- Pewnie ma kaca! Jak ci się balowało bez nas, Sammy? - usłyszałam stłumiony głos Ashtona. Po chwili w słuchawce rozległ się jego charakterystyczny chichot.
- Ashton, możesz być ciszej z łaski swojej? - przez śmiech dwudziestolatka przebiło się zdanie mojego rozmówcy. Chwilę później do moich uszu dobiegło westchnięcie, po którym nastąpiło trzaśnięcie drzwiami. Dopiero wtedy Luke odezwał się ponownie.
- Sorry, musiałem przejść do innego pokoju. Więc jak?
- Źle. - przejechałam dłonią po twarzy i westchnęłam ciężko
- Czemu? - nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że właśnie zmarszczył brwi
- Mam cholerną migrenę. Najgorsze jest to, że nawet nie wiem od czego.
- Chcesz, żebym przyjechał? - spodziewałam się tego, że takie pytanie padnie podczas tej rozmowy
- Nie, dam sobie radę. Poza tym pewnie macie próbę, a ja nie chcę wam krzyżować planów tylko przez głupi ból głowy. - po mojej wypowiedzi Luke prychnął z oburzeniem
- Żartujesz sobie? Siedź w miejscu, będę u ciebie za piętnaście minut.
- Luke, a niby gdzie mam iść? Przecież aktualnie światło słoneczne mnie drażni. - w słuchawce nastała cisza spowodowana zapewne tym, że Hemmings zdał sobie sprawę z tego, iż stwierdzenie bym "Siedziała w miejscu" w tym przypadku było co najmniej śmieszne
- Fakt. Ale tak czy siak czekaj na mnie, ok?
- Jasne. Do zobaczenia. - odsunęłam telefon od ucha i zakończyłam połączenie. Niepewnie spojrzałam w stronę drzwi od mojego pokoju, które prowadziły na korytarz. Skrzywiłam się nieznacznie i biorąc wszystkie niezbędne rzeczy w dłoń wyszłam z pomieszczenia kierując się w stronę schodów. Zeszłam nimi na dół przesuwając wolną ręką po poręczy. Nogi poniosły mnie najpierw do czarnej kanapy w salonie, gdzie odłożyłam przedmioty zabrane z góry. Następnie powędrowałam do kuchni i wzięłam drugą już tego dnia tabletkę na ból głowy. Dopiero wtedy wróciłam do siebie tylko po to, żeby przenieść koc, którym miałam zamiar się przykryć. Gdy już udało mi się dotrzeć do kanapy i wygodnie położyć, usłyszałam dźwięk wydawany przez dzwonek do drzwi. Wydałam z siebie cichy jęk zrezygnowania i zgramoliłam się z mebla, żeby wpuścić Luke'a do domu. W sumie miałam gdzieś to, że moje włosy były w jednym wielkim nieładzie oraz to, że byłam ubrana w pogniecioną piżamę. Hemmings widział mnie w gorszym stanie.
CZYTASZ
Thunder // l.h.
FanfictionNie powinien był mnie całować, jeśli bał się piorunów, bo moje życie wtedy było burzą. Do tej pory jest. Wygląda na to, że tamtej nocy popełnił błąd.