Rozdział 21

286 42 3
                                    

31 grudnia 2014 / 1 stycznia 2015

125 dni / 124 dni

Im bliżej było do Nowego Roku, tym w większą paranoję wpadałam. Pamiętałam o telefonie, w którym mój prześladowca ostrzegał mnie, że wraz z Nowym Rokiem zaczną się nowe problemy, a ja miałam już zdecydowanie dosyć problemów. Na Sylwestra chciałam zostać w domu, ale oczywiście chłopcy mieli odmienne plany od moich i udało im się namówić mnie na to, żebym poleciała razem z nimi do Sydney, żeby uczcić tam Nowy Rok. Od śmierci rodziców czułam lekki dyskomfort na samą myśl o lataniu samolotem, ale przyjaciołom w końcu udało się przekonać mnie do tej wycieczki. Gdy już się zgodziłam, stwierdziłam, że w sumie chciałabym spędzić tam Sylwestra, ponieważ to właśnie w Sydney są najpiękniejsze fajerwerki na tą okazję.

Nie dałabym się przekonać do tego pomysłu gdyby nie to, że nasze relacje z Luke'iem powróciły do normalności. Nie chciałabym spędzić kilku godzin na pokładzie samolotu razem z nim gdybyśmy wciąż byli pokłóceni, ale dzięki Bogu kryzys został zażegnany już kilka dni po jego powstaniu. Jakoś udało nam się dogadać i powrócić do dawnych stosunków, co, przyznaję, nie było proste.

Wracając, trzydziestego pierwszego grudnia czekał nas długi dzień. Wszyscy przylecieliśmy na miejsce poprzedniego dnia, żeby nie przychodzić na imprezę wymęczeni lotem. Plusem było to, że przyjęcie miało odbyć się w domu jednego z przyjaciół chłopców, więc przynajmniej nie spadł na nas obowiązek sprzątania następnego dnia.

Denerwowałam się przyjęciem. Nie znałam przyjaciół chłopaków, nie wiedziałam też, gdzie znajduje się miejsce imprezy. Byłam także mocno zestresowana samym dniem zważając na ostrzeżenie, które otrzymałam wcześniej. Wiem, że się powtarzam, ale ta kwestia nie dawała mi spokoju tamtego wieczoru.

Na miejsce przybyliśmy spóźnieni około piętnaście minut. Gdy tylko weszliśmy do domu, gospodarz przywitał nas, a Luke zaczął oprowadzać mnie po domu jednocześnie przedstawiając gościom. Aż do tamtej pory nie wiedziałam, że moi przyjaciele mieli tylu znajomych w Sydney. Z tego, co zdążyłam zauważyć to z większością nie utrzymywali stałych kontaktów, widywali się tylko okazjonalnie. Mimo tego byłam pod wrażeniem tego, że Hemmings był w stanie zapamiętać wszystkie imiona.

Przyjęcie rozkręciło się na dobre dopiero kilka minut przed północą. Wszyscy zaczęli się świetnie bawić, a kiedy zostały dwie minuty do 2015, wyszliśmy na taras i odliczając czekaliśmy na fajerwerki. Razem z chłopakami staliśmy prawie przy balustradzie, więc widok mieliśmy świetny. Znalazłam się pomiędzy Luke'iem a Ashtonem. Wszyscy krzyczeliśmy jak szaleni, a liczby wymawiane przez nas tylko się zmniejszały.

Wiecie, jest taka swego rodzaju tradycja, która, z tego co wiem, funkcjonuje najlepiej w krajach anglojęzycznych. Chodzi o to, że z momentem wybicia nowego roku powinno się kogoś pocałować. W innym wypadku człowiek naraża się na rok samotności. Nigdy nie wierzyłam w te bzdury, większość ludzi których znałam także nie przywiązywała do tego zbytniej uwagi, ale tradycja całowania została. Nie przeczę, to fajna rzecz kiedy spędzasz Nowy Rok z chłopakiem czy dziewczyną, a tamtego wieczoru przekonałam się, że ten zwyczaj ma też swoje minusy. Między innymi taki, że kiedy w momencie wybicia północy stoisz obok osoby, o której wiesz, że jej się podobasz a ona podoba się tobie, a na domiar złego oboje jesteście przyjaciółmi i nie chcecie tego psuć, sytuacja robi się co najmniej niekomfortowa.

Jak tylko usłyszałam bicie zegara, które było słyszalne dzięki temu, że dom przyjaciela chłopaków znajdował się niedaleko miejsca, w którym odbywały się uroczystości, rzuciłam ukradkowe spojrzenie w stronę Luke'a. Szybko odwróciłam wzrok kiedy zorientowałam się, że on też na mnie patrzy. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu pozwalając światłu fajerwerków prześwitać przez powieki. Po chwili z powrotem otworzyłam oczy i po prostu patrzyłam na sztuczne ognie udając, że nic się nie stało.

Thunder // l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz