Rozdział 7

764 70 17
                                    

       WAŻNE RZECZY W NOTCE OD AUTORKI, PROSZĘ O PRZECZYTANIE :*

9 listopada 2014
14 dni przed katastrofą

Wstrzymałam oddech czekając na najgorsze. W myślach już podbiegałam do przyjaciela i płakałam nad jego zwłokami.

Jednak to nie krzyk Luke'a dotarł do moich uszu. To nie Hemmings upadł na chłodną ziemię i to nie on złapał się za krwawiącą rękę. Strzelał ktoś inny.

Stałam jak sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć, bałam się, że osoba, która właśnie uratowała życie chłopakowi, może być kolejnym psychopatą. Czułam się tak, jakby ktoś potraktował mnie Drętwotą. Z letargu wybudziła mnie dopiero czyjaś dłoń zakleszczająca się wokół mojej. Następną rzeczą, z której zdałam sobie sprawę był krzyk chłopaka.

- Sam, rusz się! - poczułam jak Luke ciągnie mnie w przeciwną stronę. Zaczęłam biec. To było raczej automatyczne, ruszyłam się z miejsca tylko dlatego, że gdybym tego nie zrobiła, straciłabym równowagę. W głowie kłębiło mi się za dużo myśli, nie byłam w stanie ich opanować. Nie przewróciłam się tylko dzięki Hemmingsowi, który wymijał wszystkie korzenie. Kiedy wreszcie dotarliśmy na miejsce naszego campingu, usiadłam na trawie i dopiero wtedy doszło do mnie, co mogło się stać, gdyby nie nieznajomy, który postrzelił tego psychola. Mogliśmy tam zginąć. Oboje. Wiedziałam, że nie mogłam się za to obwiniać, przecież nie mogłam przewidzieć tego, co się stało. Mimo tego część mnie wciąż upierała się, że to tylko i wyłącznie moja wina. Po tym incydencie w Replay nie powinnam była wyjeżdżać do miejsca, gdzie można nas łatwo zabić bez świadków. Byłam głupia, że zgodziłam się jechać. Powinnam była zostać w domu, wtedy nikomu nic by się nie stało.

Po tej myśli powiedziałam sobie stop. Dosyć. Pozwalałam, żeby jakiś chory umysłowo człowiek przejął kontrolę nad moim życiem. Nie mogłam wiedzieć, że nas znajdzie. To nie była moja wina. Czułam się źle z tym, że przez przypadek wciągnęłam w to wszystko Luke'a, ale faktem pozostawało to, że nie byłam w stanie kontrolować wszystkiego, nieważne, jak bardzo bym chciała.

Delikatnie podskoczyłam. Przestraszył mnie Luke - położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem. Patrzył się na mnie uważnie. Ruszał ustami, ale ja słyszałam tylko jakieś zniekształcone dźwięki. Nie rozumiałam nic. Dopiero gdy delikatnie mną potrząsnął, zaczęło do mnie coś docierać.

- Sam? Wszystko w porządku? - głos chłopaka był przepełniony troską i zmartwieniem. Wciąż dało się słyszeć ślady zadyszki powstałej na skutek długiego biegu. Zmarszczyłam brwi.

- To głupie. To ja powinnam się ciebie pytać, czy wszystko w porządku. W końcu to nie mnie prawie zabito. Wszystko w porządku? - w odpowiedzi na moje zdania bez ładu i składu Hemmings zaczął się śmiać. Wzruszyłam tylko ramionami i położyłam się na trawie. Powoli normowałam oddech, który wciąż był nierówny po wyczerpującej ucieczce. Jedyne, o czym marzyłam w tamtym momencie to położyć się spać i udawać, że nic z tego wszystkiego się nie zdarzyło. Spojrzałam w niebo. Jeszcze nigdy nie widziałam tylu gwiazd, pewnie dlatego, że mieszkałam w mieście, gdzie jest zanieczyszczenie światłem. Za to w lesie wszystkie kule gazowe były doskonale widoczne. Cieszyło mnie to. Pochłaniałam ten widok starając się go zapamiętać. Wtedy poczułam, jak ktoś dotyka mojego ramienia. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Luke'a. Leżał obok mnie, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy się położył.

- Nie powinniśmy zadzwonić na policję? - jak tylko chłopak skończył swoje zdanie, dziwnym zbiegiem okoliczności usłyszeliśmy dźwięk syreny policyjnej dochodzący od strony drogi

- Nie, chyba już ktoś zadzwonił. - przymknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą. Może koszmar, który trwa od października wreszcie się skończy. Może zamkną tego faceta w więzieniu i wreszcie da mi spokój. Na samą myśl o takim obrocie spraw uśmiechnęłam się.

Thunder // l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz