Rozdział 24

246 32 2
                                    

12 lutego 2015

89 dni

Przede wszystkim miałam strasznego pecha co do dat wyjazdów ważnych dla mnie osób. Zawsze był to dzień szkolny, i zawsze wyjazd odbywał się rano, więc albo zrywałam się z lekcji, albo prosiłam rodziców, żeby pozwolili mi nie iść tego dnia do miejsca tortur, co, nie oszukujmy się, zazwyczaj nie wypalało.

Tym razem nawet nie miałam co prosić babci o zwolnienie, nie było szans, żeby się zgodziła.

Musiałam więc opracować plan.

Moment, chyba trochę za bardzo się rozpędziłam. Kto tym razem wyjeżdżał? Chłopcy. Lecieli do Australii pobyć trochę z rodzinami, nie dziwiłam im się, że zatęsknili za domem. W dodatku u nich było lato, mieli szansę na chociaż chwilowe pozbycie się kurtek zimowych, które aktualnie w Kansas były nieodzowną częścią garderoby jeśli wychodziło się na zewnątrz.

Chyba nie muszę pisać, że denerwowałam się nie tylko wagarami, które miałam zamiar przeprowadzić, co było głupie, bo zrywałam się już tyle razy, że nie powinno to robić na mnie wrażenia, ale także samym faktem, że moi przyjaciele mieli lecieć samolotem. No bo czym innym? Byłam bardzo zestresowana ze względu na to, co wydarzyło się ostatnim razem, kiedy ktoś mi bliski leciał tym pomiotem diabła.

Ale wracając, najpierw musiałam się w ogóle dostać na lotnisko.

W tym celu przyszłam do szkoły już przygotowana. Najlepszym sposobem było poproszenie o wyjście do łazienki, a potem już nie wracanie, ale cały problem polegał na tym, że przy wejściu do budynku stał ochroniarz. Dlatego potrzebowałam pomocy Amelii. Musiała odwrócić uwagę. W tym celu przyszłam ze sztuczną krwią. Miałam plan.

Na lotnisku musiałam być o 11, więc i tak byłam na kilku pierwszych lekcjach, zrywałam się dopiero po chemii, ale już na drugiej przerwie wtajemniczyłam Amy w to, co miałam zamiar zrobić. Zaciągnęłam ją do schowku na miotły, tam mogłam liczyć na to, że nikt nas nie podsłucha.

Oczywiście Solace nie przegapiła okazji do żartów.

- Sam, schowek na miotły? Będziemy się ruchać? - dziewczyna zapytała chwilę potem parskając śmiechem

- Ta, już lecę. Słuchaj, to poważna sprawa. - oznajmiłam poważnym tonem - Muszę się zerwać z lekcji, a ty musisz mi pomóc odwrócić uwagę ochroniarza.

- No okej, tylko jak? Mam zacząć udawać krwotok z nosa?

- Czytasz w moich myślach. - uśmiechnęłam się tak, jakbym miała kogoś zabić sprawiając sobie tym przyjemność

- O nie. - Amelia wyglądała na zaskoczoną i niechętną jednocześnie, co wyglądało trochę zabawnie

- Czemu?

- Nie chcę sobie pobrudzić bluzki!

- Słuchaj, to się spiera, nie jestem głupia, okej? Masz tutaj tą krew i nie marudź, muszę jakoś dotrzeć na lotnisko. - powiedziałam stanowczo jednocześnie wpychając jej torebkę do dłoni - Dobra, idziemy do wyjścia, ale stajemy tam w kącie za kolumną, Wtedy ja pomagam ci zrobić krwotok, ty zaczynasz krzyczeć, ja się ulatniam. Kiedy ochroniarz do ciebie podejdzie, to jeszcze przez chwilę robisz zamieszanie, żeby dać mi czas na przejście do wyjścia, ok?

- Jasne.

- Super. Robimy to po chemii.

- Okej, ale możemy już wyjść? Trochę duszno tu. - Amy miała rację, zaczynało brakować świeżego powietrza, co odczuwałyśmy bardzo dotkliwie. Bez słowa wyszłam ze schowka ciągnąc za sobą przyjaciółkę i jednocześnie uważając na to, by nikt nas nie zauważył. Szybko podeszłyśmy pod odpowiednią salę udając, że wcale właśnie nie omawiałyśmy planu mojego zerwania się z lekcji.

Thunder // l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz