Rozdział 9

3.7K 282 37
                                    


Diabeł

Gdy nadchodzi dzień naszego wyjścia, czuję się dziwnie podekscytowany. Humor wyjątkowo mi dopisuje i wprost nie mogę się doczekać, aż w końcu tam pojedziemy. Myślę głównie o tym, a jednocześnie omiatam wzrokiem swoją szafę w poszukiwaniu czegoś, co będzie pasować do stroju Morgan. Mówiłem jej kilkukrotnie, że może wybrać taką sukienkę, jaka jej się tylko wymarzy. Oczywiście mnie nie posłuchała i sama zamówiła coś przez internet. Pokazała mi tylko kolor, a ja po raz pierwszy zachowałem się tak, jakbyśmy faktycznie byli w tym na równych warunkach.

— I co myślisz?

Cóż, ma świetne wyczucie bo zastaje mnie w momencie, gdy stoję w samych bokserkach pośrodku garderoby. Nie udaję pruderyjnego i odwracam się przodem, ale wtedy moja pewność nieco się kurczy. Zatyka mnie. Mój wzrok przesuwa się uważnie po jej krągłościach ukrytych pod dopasowanym materiałem w kolorze gorącego karmelu. Jej krótkie włosy są idealnie ułożone, a na twarzy dostrzegam delikatny makijaż. Wygląda lepiej, niż dobrze.

— Myślę, że będziemy pasować do siebie idealnie.

Nie jest to zapewne komentarz, na jaki w głębi serca liczyła, ale tylko to mogę jej dać. Później przyjdzie pora na więcej. Uśmiecham się z triumfem, gdy jej wzrok wędruje po tych rejonach mojego ciała, które co noc dociskają się do jej pośladków.

Może kłamać mi prosto w oczy ile tylko jej się żywnie podoba.

I tak wiem, że mnie pragnie.

— Tu masz soczewki. — Przesuwam w jej stronę pudełeczko. — Tam jest płyn.

— Po co mi one?

— Twoje oczy są diabelnie charakterystyczne, a my nie chcemy nadmiernej uwagi. Wybrałem brązowe.

Zerka na mnie zaciekawiona.

— Też masz soczewki?

— Korekcyjne.

Śmieje się ze mnie, a potem bierze oba przedmioty i maszeruje do lustra. Ja w tym samym czasie ubieram spodnie w kolorze jej sukienki. Na górę narzucam zwyczajną, białą koszulę i łapię nasze maski, które zasłaniają górą połowę twarzy.

— Kto by powiedział — rzuca nagle. — Nawet przestępcy muszą nosić okulary.

Prycham.

Chcę być opanowany, ale chyba coś mi nie wychodzi, bo już sekundę później jestem za nią. Dociskam ją swoim ciałem do komody i robię to tak mocno, że czołem praktycznie dotyka lustra, w którym rysuje się nasze odbicie. Spodziewam się znaleźć na jej twarzy przerażenie, ale wcale go tam nie ma.

— Bo jeszcze pomyślę, że ci się to podoba. — Pochylam się niżej. Tak nisko, że moje usta suną po płatku jej ucha. — Pamiętaj, że kiedyś też byłem po twojej stronie barykady.

Nie wiem, po co to mówię.

Nie wiem, czemu składam tam delikatny pocałunek.

— Gotowa?

— Nie będę bardziej.

— Więc chodź. — Odsuwam się i czekam, aż skończy wcześniej przerwaną czynność. — Wytłumaczę ci wszystko na miejscu.

*

Kiedy wchodzimy do luksusowego hotelu w jednej z droższych dzielnic Los Angeles, czuję się trochę tak, jakbym znalazł się w czyimś ciele. Niczym bierny obserwator przyglądam się twarzy Morgan ukrytej za czarną maską, która choć nie jest zbyt wielka, to skutecznie zasłania większą połowę. Miałem nosa, jeśli chodziło o soczewki. Idealnie kamuflują ten charakterystyczny element jej wyglądu. Wygląda jak zwyczajna kobieta, która przyszła na imprezę ze swoim facetem.

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz