Rozdział 21

2.5K 237 65
                                    


☀ Morgan ☀

Po raz pierwszy tak wyraźnie czuję oddech śmierci na karku. To nie tak, że wcześniej moje życie było spokojne i idealne. Przecież dorastałam przy szurniętej matce, a nie tak dawno zostałam wrzucona do bagażnika z workiem zawiązanym na głowie, ale dzisiejsze wydarzenia to już nowy poziom niebezpieczeństwa. Jakimś cudem to właśnie ta noc zmieniła wszystko.

Zastrzeliłam człowieka.

Odebrałam życie jednemu mordercy, żeby uratować innego. Prawdziwa ironia losu.

— Jedziemy do mojego mieszkania.

Jego głos jest wyjątkowo spokojny.

W ogóle wygląda, jakby był naprawdę nieporuszony tym, co właśnie się wydarzyło. I cholera, trochę mu tego zazdroszczę, bo sama nie potrafię tak szybko odcinać się od przebytej traumy. Myślami wciąż tkwię w tej łazience, gdzie do moich uszu docierały krzyki i odgłosy świadczące o walce. Nie od razu podjęłam decyzję, że wkroczę do akcji. W końcu kazał mi zostać tam bez względu na wszystko, a ja chciałam posłuchać go, jak przystało na grzeczną dziewczynkę.

A potem usłyszałam ten fragment o obcinaniu kutasa i dławieniu nim „kurewki", a cały mój wewnętrzny spokój szlag trafił. Ręce drżały mi niesamowicie mocno, gdy odbezpieczałam broń. Byłam cicha i maksymalnie ostrożna, a gdy otworzyłam drzwi ledwie na kilka centymetrów, od razy zauważyłam agresora. Był wysoki i ewidentnie wkurwiony. Postrzelony w rękę, gdzie mundur zdobiła krwawa dziura po kuli.

Mądrze wykorzystałam moment, gdy odwrócił się bokiem, idąc z nożem w ręce w stronę Stephena. To wtedy go rozproszyłam, a później strzeliłam. Dwa z pięciu strzałów były celne.

Śmiertelne.

Tłumik sprawił, że w pomieszczeniu było zadziwiająco cicho. Jedyny hałas pochodził od kul, które z impetem wbiły się w ścianę gdzieś ponad głową tego zamaskowanego mężczyzny.

— Słyszysz mnie? — powtarza spokojnie gdy dociera do niego, że utonęłam we własnych myślach. — Zabieram cię do siebie.

Te słowa sprawiają, że uśmiecham się kwaśno.

— A przed chwilą nie byliśmy u ciebie? Czy nie za każdym razem zabierasz mnie do siebie?

— Uspokój się — odpowiada o wiele chłodniej. — Wiem, że dużo dziś przeszłaś, ale nie powinniśmy się kłócić.

On ma rację.

Pomimo tego, jak bardzo mam ochotę się wściekać, zdaję sobie z tego sprawę. To nie czas na fochy, ale nie mogę powstrzymać tego natłoku intensywnych uczuć, które bez przerwy we mnie buzują. Jestem trochę butelka z gazowanym napojem, którą ktoś naprawdę mocno potrząsnął. Wystarczy jeden fałszywy ruch, by wszystko wybuchło. Widywałam też ludzi w stanie bardzo podobnym do mojego. Wiem, że przyjdzie moment kryzysu.

Czuję się w obowiązku, by go ostrzec.

— Stephen?

— Tak?

— Na razie jestem w szoku. — Staram się mówić spokojnie. — Ale to ze mnie zejdzie. Możliwe, że zacznę świrować.

Zerka na mnie przelotnie, jednak głównie wpatruje się w pustą autostradę przed nami.

— Czemu tak myślisz?

— Bo widziałam to na własne oczy wiele razy — odpowiadam zmęczonym głosem. — Jak już dojedziemy to po prostu daj mi coś na uspokojenie.

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz