Rozdział 18

2.6K 230 19
                                    


☀ Morgan ☀

Ciągle nie mogę uwierzyć w to, że Michael naprawdę tu jest.

Momentami czuję się, jakby to był tylko wyjątkowo dziwny sen, z którego za moment się wybudzę. Szczypię się mocno w dłoń, ale nic się nie dzieje. Wciąż stoję przed jedną z niewielu osób na tym świecie, którą mogę nazwać moją rodziną.

Mike we własnej osobie. Włosy ma tak samo nieujarzmione, jak kiedyś, ale teraz przynajmniej są krótko przycięte po bokach. Jasnobrązowe oczy też nic się nie zmieniły, no, może poza tym, że dziś są bardziej podkrążone. Domyślam się, że jego życie bywało czasem trudne.

Na litość boską, przecież ma dwójkę dzieci z moją matką. Jeśli to nie jest traumatyczne, to nie wiem, co mogłoby być. Nie mogę się powstrzymać i opieram dłonie na jego ramionach. Pod palcami czuję twarde mięśnie. Nie jest już tym niepewnym młodym mężczyzną z moich wspomnień.

— Nie wierzę, że tu jesteś — mówię cicho, błądząc wzrokiem po jego twarzy. — Niech cię cholera, Mike. Powinieneś był dawno temu o mnie zapomnieć i żyć swoim życiem, słyszysz?

Uśmiecha się, a to sprawia, że łzy w końcu wypływają z jego oczu. Ledwo nad sobą panuje, a ja wcale nie jestem lepsza.

— Jesteśmy rodziną. — Z jego odpowiedzi bije pewność. — Nigdy się nie poddałem. Szukałbym cię do końca życia, Morgan.

— Dobrze cię widzieć.

— N-naprawdę?

Serce ściska mi się na niepokój, który wyłapuję w jego głosie.

— No jasne — potwierdzam łagodnie. — Jesteś porządnym facetem, który po prostu miał fatalny gust do kobiet, nie oszukujmy się.

Wybuchamy śmiechem.

To chyba taki nasz sposób na uporanie się z traumami przeszłości - śmiech. Żarty z rzeczy, które innym wydałyby się po prostu tragedią.

— Dobrze wyglądasz — kontynuuję z uznaniem. — Jakbyś uciekł z biura.

— Ty też. Chociaż kiedy widzieliśmy się ostatnio, byłaś nastolatką, a dziś... dziś widzę przed sobą kobietę, na jaką zawsze wiedziałem, że wyrośniesz.

— Wzajemnie.

I znów chichoczemy przez łzy, a potem po raz kolejny ściskamy się tak, że aż brakuje nam tchu. Wiem, że wbijam mu ręce w ramiona trochę zbyt mocno, podczas gdy moje łzy wsiąkają mu w koszulę, ale nie mogę się powstrzymać. Wciąż mam w sobie ten dziwny niepokój, który bierze się nie wiadomo skąd. A co, jeśli mrugnę dwa razy, a on zniknie?

Uspokój się, Morgan.

— Może zamówimy jakąś pizzę i porozmawiamy na spokojnie, co?

Czuję ulgę, gdy kiwa głową. To naprawdę niespodziewany wieczór, ale napełnia mnie od środka radością, jakiej nie czułam od wielu lat.

*

Parę godzin później stoję kompletnie poirytowana w sypialny tego mieszkania, do którego wcześniej przywiózł mnie Tate na polecenie Stephena. Teraz jesteśmy już sami we dwoje. Chciałam, by Mike został z nami, ale wtedy uruchomił się klasyczny Diabeł, i cóż tu wiele mówić, sprzeczyliśmy się.

— Na pewno jesteś zmęczony, Mike. Może prześpisz się w...

— Hotelu — wszedł mi ostro w słowo Steph. — Zarezerwowałem mu pokój. Jutro rano znowu będziecie mogli spotkać się na wspominki.

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz