epilog

3.2K 248 41
                                    

Kochani,

to koniec! Historia Stephena i Moe oficjalnie jest już kompletna, ale to oczywiście nie koniec przygody z bohaterami serii LA Tales. Dla przypomnienia wstawiam numery tomów:

1. Mistrz tajemnic

2. Władca piekieł

3. Wierny stróż (wkrótce się pojawi)

4. ???? (historia Donatello)

Czekam na wasze opinie!!!

Epilog

Stephen

Dzień narodzin naszego syna był najbardziej emocjonalnym w całym moim życiu. Naiwnie myślałem, że cała ta rekordowa kulminacja uczuć była już za nami, ale byłem po prostu głupi. Spędzenie kilku dobrych godzin w sali, którą wykupiliśmy dla większego komfortu Moe to było coś... kompletnie innego. Włosy jeżyły mi się na karku od patrzenia na jej ból i dyskomfort, a na dodatek nie było niczego, co mógłbym tam właściwie zrobić, żeby poczuła się lepiej.

Po prostu trzymałem ją za rękę i pozwalałem ściskać ją tak mocno, że chwilami traciłem czucie w palcach.

— Nie dam rady — mamrotała zmęczona ze łzami w oczach. — N-nie dam rady...

To był pierwszy moment, kiedy zapragnąłem udusić lekarza.

Nie byłem nawet pewien dlaczego. Ten nieszczęśnik nic nam nie zrobił, ale chyba po prostu mój mózg musiał skierować w kogoś całą tą bezbrzeżną bezsilność, którą czułem.

— Dasz radę — powiedziałem, ogarniając jej wilgotne włosy z oczu. — Jesteś silna. Tak dobrze sobie radzisz, kochanie. Jeszcze trochę i będzie po wszystkim, zobaczysz.

Czułem się jak oszust, gdy te słowa opuszczały moje usta. Przecież tylko sobie gadałem, gdy ona cierpiała. Naprawdę żałowałem, że nie mogliśmy się po prostu zamienić.

Oszczędziłbym jej tego, gdybym tylko mógł.

— A co jeśli... j-jeśli będę złą matką?

Już wcześniej była rozemocjonowana, ale przy tych słowach rozpłakała się na dobre.

Poziom mojej paniki poszybował w górę, a gdy mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem położnej, o mało się nie uśmiechnąłem. „To normalne" powiedziała ruszając tylko wargami. Później wyszła, znów dając nam odrobinę prywatności.

— Nie będziesz — zapewniłem ją żarliwie.

— I skąd to niby wiesz?

Podciągnęła nosem.

— Widzę. Znam cię. — Gorączkowo próbowałem ubrać swoje myśli w słowa. — Zawsze starasz się, żeby wszyscy dookoła czuli się komfortowo. Czytasz te wszystkie książki, szukasz informacji, starasz się. O to w tym wszystkim chodzi, Moe. Żeby cały czas się starać, troszczyć i być gotowym do stawienia czoła własnym błędom, okej? — mówiłem wzruszony. — A ty umiesz to robić. Potrafiłaś pokochać nawet takiego skończonego skurwiela, jak ja, więc nawet nie mam wątpliwości, że nasze dziecko będzie szczęśliwe z taką mamą.

— M-mówisz same właściwe rzeczy!

— Mam się zamknąć? — spytałem skruszony.

Jej ból odrobinę zelżał.

Po raz pierwszy od jakiegoś czasu zdołała się uśmiechnąć.

— Nie — szepnęła. — Zostań ze mną.

— Na zawsze.

W domu już czekał na nią pierścionek, który kupiłem tamtego dnia, gdy po raz pierwszy schowałem broń do sejfu. Ukryłem go głęboko w szafie i chociaż chciałem wręczyć go od razu, wstrzymałem się. Pewne rzeczy nie powinny być przyspieszane. Miałem zamiar upaść na kolana za kilka tygodni, gdy nasze życie wkroczy na nowe tory, a ciążowe hormony przestaną aż tak mocno wpływać na jej nastrój.

To był emocjonalny dzień. Kiedy Morgan zemdlała byłem bliski tego, żeby na sześć sposobów pozbawić życia tego biednego lekarza, który najwyraźniej bardzo się mnie bał.

— Zrób coś, kurwa! — wycedziłem gniewnie przez zęby.

I zrobił.

Tętno spadało, akcja nie posuwała się do przodu, więc zrobiono cesarskie cięcie, a Moe wciąż nieprzytomna została zabrana na badania. A ja zostałem sam w towarzystwie położnej, która z niebywałą cierpliwością tłumaczyła mi opiekę nad małym. Wiedziałem to wszystko. Naprawdę wiedziałem, bo po kryjomu czytałem wszystkie książki Morgan, szukałem informacji i wypytywałem Knoxa, który przecież miał doświadczenie w ojcostwie. Mój dawny przyjaciel nadal obrażał mnie w co trzecim zdaniu, ale nawet mimo tej złości, wciąż udzielał mi rad. Gdzieś w tym ciemnym tunelu było światełko nadziei na to, że może któregoś dnia znów sobie zaufamy.

— Chce pan kangurować?

Chciałem.

Kiedy w końcu zostałem sam z dzieckiem, bałem się spojrzeć w dół. Ten strach miał wiele powodów, a każdy wydawał się równie wielki. Ból, tęsknoty, nadzieja. Może też poczucie winy, bo Moe wciąż z nami nie było, ale według lekarzy mieli przywieźć ją za kilkadziesiąt minut.

— Jamison Tate — szepnąłem sam do siebie.

Potem opuściłem wzrok.

Łzy od razu zamazały mi cały świat i musiałem naprawdę mocno się powstrzymać, żeby nie zacząć szlochać jak dziecko. Nie chciałem obudzić tego malucha, który w najlepsze spał sobie, przyklejony do mojej nagiej klatki piersiowej. Był śliczny. I naprawdę mały.

Byłem wdzięczny za to, że mogłem być przy tym wszystkim.

Pełnia szczęścia pojawiła się jednak dopiero wtedy, kiedy wróciła do nas Moe. Nawet nie wiedziałem, że byłem tak spięty do czasu, aż nie odetchnąłem z ulgą w jej obecności. W końcu mogłem odetchnąć z ulgą i ze świadomością, że nie liczyło się już nic oprócz nas.

***

Nie zapomnijcie wpaść na moje social-media:

☀ Instagram: elianalascaris_autorka

☀ Facebook: Eliana Lascaris - strona autorska

☀ Od niedawna działam też na Twitterze, więc jeśli używacie tej platformy - pomóżcie mi stworzyć hashtag #władcapiekiełwatt -> znajdziecie mnie na Twitterze pod tym samym nickiem!

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz