Rozdział 8

3.8K 264 34
                                    

☀ Morgan 

W kolejnych dniach ciągle łapię się na tym, że uparcie próbuję jakoś rozgryźć jego psychikę i ponoszę w tym sromotną porażkę. Za każdym razem, gdy myślę, że znam jego kolejny krok, on robi coś kompletnie innego. Ciężko przyporządkować jego osobowość do jakiegokolwiek wzorca, a to może świadczyć o wielu rzeczach. Być może jest nieobliczalnym wariatem. Być może robi połowę z tych rzeczy wbrew sobie.

Nie chcę go przed sobą usprawiedliwiać, ale za każdym razem, gdy okazuje mi odrobinę życzliwości, moja warstwa obronna jakby się zmniejsza. Robi to tylko wtedy, gdy jesteśmy sami, ale i tak temu ulegam. Wcale nie chcę.

— Morgan — mówi któregoś dnia, a jego głos brzmi jak groźba.

Posłusznie zrywam się z łóżka i biegnę do kuchni, bo wiem, że coś się za tym kryje. Coś, czego prawdopodobnie wcale nie chciałabym doświadczyć. Już po przekroczeniu progu salonu otwartego na kuchnię, wiem, że nie pomyliłam się w swoich przeczuciach.

Diabeł ma wyjątkowo zimny wzrok, a jego twarz przybiera tak beznamiętną minę, jak tylko się da. W niczym nie przypomina tego mężczyzny, który co noc składa czułe pocałunki na mojej szyi, jednak nie jestem głupia. Rozumiem, jak wielka byłaby cena, gdyby zachowywał się tak przy innych. A dziś to mieszkanie dosłownie roi się od ludzi. Kilku mężczyzn stoi i siedzi w różnych miejscach. Wszyscy mają broń.

Wyglądają jak pieprzeni najemnicy gotowi do krwawego ataku.

— Musisz dziś jechać w parę miejsc — oznajmia spokojnie.

Nim zdążę odpowiedzieć choćby słowo, rzuca mi pod nogi materiałową torbę podróżną, którą od razu rozpoznaję. Należy do mnie, a z jej rozsuniętej klapy wystają niedbale upchane rzeczy, które najwyraźniej ktoś zabrał z mojego mieszkania. Tężeję i gdy myślę sobie, że już nic mnie nie zaskoczy, to jednak się dzieje.

Przed moimi stopami ląduje ta sama torebka, którą miałam na ramieniu w dniu porwania. Pasek jest urwany, a skóra pozadzierana i brudna. Wiem, że śledzi nas czujny wzrok współpracowników Diabła, ale i tak nie mogę powstrzymać swojej reakcji.

— Miałeś to przez cały czas?! — syczę, celując w niego palcem. — I dajesz mi to dopiero teraz?!

W mig żałuję swojej reakcji. Jego oczy nagle ciskają gromy i nie mija choćby sekunda, nim silna dłoń zaciska się boleśnie moim ramieniu. Brutalnie dociska mnie do ściany tak, że całe powietrze ulatuje mi z płuc. Gdy wyłapuję ten wściekły wzrok, zaczynam się trząść, a w tym strachu nie ma nic udawanego. W tej chwili jest w stu procentach wrogiem.

— To ma być ostatnia taka scena przy publiczności, rozumiesz? — syczy groźnie prosto do mojego ucha. Kiwam szybko głową, a uścisk nieco traci na sile. — Dobrze. Pamiętaj, że jeśli mnie zmusisz, to ukarzę cię na ich oczach. I wiesz co, Moe? Gwarantuję, że wcale tego, kurwa, nie chcesz.

Jestem na granicy łez, gdy w końcu mnie puszcza, a potem odchodzi. Wygląda, jakby to wszystko kompletnie nie zrobiło na nim wrażenia i wraca do wcześniejszej czynności. Ze spokojem zapina mankiety swojej koszuli, a potem to samo robi ze spinkami.

— Musisz jechać na policję i zgłosić, że nikt cię nie porwał. Masz to odkręcić.

— Dlaczego akurat teraz?

Rzuca mi pełne politowania spojrzenie.

— Bo zeszły ci siniaki z widocznych miejsc. W torebce masz portfel i telefon. Przekonaj cały komisariat, że zrobiłaś sobie wakacje, a potem możesz spędzić chwilę na mieście.

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz