Rozdział 26

2.3K 235 12
                                    

Stephen

Dość szybko zaczyna między nami wisieć niewypowiedziany smutek, jakby dosłownie Morgan bez trudu przejrzała moje myśli i domyśliła się prawdy. Najchętniej udawałbym, że nic się nie dzieje. Ale nie mogę. Na szczęście wybawiła mnie od tej trudnej szczerości, gdy rzuciła najbardziej zaskakującą prośbę z możliwych.

— Zrobisz te twoje specjalne naleśniki?

Aż mnie zacina z zaskoczenia.

— Zrobię — mówię w końcu. — Oczywiście, że je dla ciebie zrobię.

Idziemy do kuchni trzymając się za ręce, a gdy Moe wskakuje i siada na blacie obok płyty indukcyjnej, czuję się jakbym już to kiedyś przeżył. Od tamtych dni nie minęło zbyt wiele czasu, ale mimo to mam wrażenie, że zmieniło się dosłownie wszystko. Teraz musimy być rozdzieleni, za dwa dni uwolnię się lub zginę, a ona... a ona jest w ciąży. Z moim dzieckiem.

Po raz pierwszy pozwalam się zagnieździć tej myśli gdzieś głęboko we mnie. Całe moje wnętrze się ściska, gdy ostrożnie kładzie mi głowę na klatce piersiowej i wtula się, wzdychając. Ta pozycja jest nieco niewygodna. Zmusza mnie, by ciasto robić jedną ręką, ale mam to w dupie. Dam jej tyle komfortu, ile tylko będzie potrzebowała. I niech to szlag, ale w tej chwili ja też go potrzebuję.

— Ile mamy czasu, Stephen?

— Słucham? — dziwię się. — O czym mówisz?

— O twojej obecności tutaj. Powiedz mi już teraz, proszę. Muszę się na to przygotować.

— Pojutrze wieczorem muszę zniknąć.

Spina się i podnosi na mnie swój smutny wzrok.

Wiedziała.

Zawsze potrafi mnie przejrzeć bez trudu, nawet jeśli nie chciałem tego przyznać.

— Nie możemy po prostu uciec? — pyta z nadzieją, biorąc moją twarz w dłonie. — Razem. Na pewno jest jakieś miejsce, gdzie za odpowiednią sumę...

— Nie ma — przerywam jej głosem pozbawionym wszelkich emocji. — To są ludzie, którzy znajdą nas nawet ukrytych za kamieniem na Antarktydzie. Chciałbym po prostu odejść, wziąć cię i, kurwa, uciec, ale wtedy mogłabyś zginąć. Ty, dziecko... to za duże ryzyko. Do śmierci musielibyśmy oglądać się nerwowo za siebie. Co to byłoby za życie? — Śmieję się ponuro. — Więzienie. Dlatego muszę to dokończyć w ten, czy inny sposób.

Moja piękna dziewczyna nic nie odpowiada. Patrzy na mnie swoim poważnym wzrokiem, a jej zmarszczone brwi dowodzą, że intensywnie myśli teraz nad tymi słowami. Oczywiście to nie wszystko, co chciałbym powiedzieć. Całe to patetyczne gówno zostawiam tylko dla siebie, ale po raz pierwszy od wielu lat ma ochotę wyrwać się ze mnie na zewnątrz. Dojść do głosu.

Aż mnie wykręca od tego pragnienia.

— Obiecaj, że wrócisz — prosi cicho.

Łyżka wypada mi z dłoni i zanurza się głęboko w jasnym cieście, w którym wyraźnie widać zanurzone borówki.

— Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby do was wrócić. Wszystko, kurwa.

Zaborczym gestem całuję ją w czoło, a ona kiwa głową. To trudny moment. Cała ta sytuacja ciąży mi jak pieprzony głaz, który ktoś uwiesił na moich wnętrznościach, ale nie mogę jej okłamywać, nawet jeśli przez chwilę będzie zraniona. Moja Moe musi być gotowa na najgorsze, bo wtedy może się tylko pozytywnie zaskoczyć. Z tą myślą chcę wrócić do robienia naleśników, ale zanim znów zdążę dotknąć drewnianej rączki, drobna kobieca dłoń łapie mnie za nadgarstek.

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz