Rozdział 19

2.6K 216 35
                                    


😈 Stephen 😈

W tym życiu tak już zwykle bywa, że spokój nie jest regułą, a jedynie stanem tak ulotnym, jak skrzydła motyla. W jednej chwili chwili myślę sobie o tym, ile czasu Moe będzie mogła jeszcze spędzić w towarzystwie Michaela, a w drugiej wszystko idzie się jebać.

Vitelli chce cię widzieć.

Cztery słowa, które zwiastują pieprzoną katastrofę.

Próbuję zachować kamienną twarz, gdy odczytuję wiadomość, ale idzie mi kiepsko. Jestem doskonałym aktorem, ale furii nie umiem ukryć zbyt głęboko. Podobno taką już mam twarz, jak raz stwierdził Knox. Kto wie, może po prostu to oczywiste dla ludzi, którzy znają mnie nieco lepiej. Wystarcza mi jedno zerknięcie w stronę Morgan, by zrozumiała, co się dzieje.

— Musimy wracać — mówi, patrząc mi w oczy.

— Przykro mi.

Nie kłamię.

Ten wypad nie miał skończyć się tak szybko. Tylko Mike jakby nie nadąża za dynamiką tej dyskusji prowadzonej bez słów i wodzi wzrokiem między mną, a nią. Przykro mi, brachu, przechodzi mi przez myśl. Ta prawda jest dla niego zdecydowanie zbyt pokręcona.

— Jak to, już musicie jechać? — pyta zbulwersowanym tonem. — Nie możesz zostać?

Wiem, że nie ma złych intencji, ale w tej chwili naprawdę go nie cierpię.

Boli mnie jej rozdarcie.

Boli mnie to, że zaraz ją rozczaruję.

— Nie mogę. — Uprzedza mnie, nim zdążę otworzyć usta. — Przykro mi. Wymieńmy się numerami, dobrze? Obiecuję, że niedługo znowu się zobaczymy. Chciałabym znowu zobaczyć bliźniaki, jeśli oni też tego zechcą.

— Oczywiście, że zechcą. Wszyscy zechcemy. — Wzdycha, przenosząc na mnie wzrok. — Na pewno nic nie da się zrobić?

— Nie dziś — kwituję sucho. — Chciałbym dać ci inną odpowiedź, ale nie mogę. Ona musi teraz jechać ze mną.

Mruży te swoje cholerne oczy, jakby bezbłędnie wyczuwał moje zamiary.

— Źle znosicie rozłąkę?

Kurwa, zaraz mu chyba przywalę.

— Mike. — Jego imię w jej ustach brzmi jak przygana. — Stephen ma niebezpieczną pracę. Po prostu się martwi i dlatego jest lepiej, gdy zostajemy razem.

To wybrzmiewa tak prawdziwie, że sam nagle czuję się przekonany. Rozgrzeszony i usprawiedliwiony za swoją paranoję na punkcie bezpieczeństwa tej kobiety. Nawet już nie wypieram faktu, że stało się to moją obsesją. To mój priorytet, który stoi wyżej, niż moje własne życie.

Stephen ma niebezpieczną pracę.

To zdanie chwyta mnie za gardło i dusi w taki sposób, że zaczynają piec mnie oczy. Przy innych ludziach, na litość boską. Nawet nie wiem, kiedy czułem coś takiego po raz ostatni. Może reaguję przesadnie dlatego, że w końcu ktoś używa mojego prawdziwego imienia. To staje się osobiste, może wręcz nabożnie intymne, ponownie je słyszeć i to jeszcze wypowiedziane z taką troską. W ogóle to brzmi, jakbym był dobrym facetem, który chroni bliskich.

Jak automat, odwracam twarz w jej kierunku i sunę wzrokiem po krótko obciętych włosach, twarzy, która odzyskała już sporo kształtów. Na koniec zostawiam sobie te wyjątkowe oczy, jedno zielone, a drugie niebieskie. Wyglądają jak najprawdziwsze dzieło sztuki.

Władca piekieł (LA Tales #2) I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz