*9* Rodzice

101 14 1
                                    

STILES
Nie mogłem w to uwierzyć, tyle miesięcy starania się o powrót wspomnień, aż w końcu się udało. Nie traciłem nadzieji, choć czasem było trudno, ale wreszcie się udało. Moja Polly wróciła. Znaczy nasza Polly... Tak dokładnie nasza Polly wróciła.

Gdy wreszcie puściliśmy ją z naszego uścisku dziewczyna zaczęła rozglądać się po domu.

- Zostańcie tu... Zaraz wrócę. - oznajmiła i poszła po schodach na górę.

- Jak myślicie, kombinuje coś ? - zapytała rudowłosa.

- Znając Pauline McCall, na pewno coś kombinuje. - powiedziałem. - Scott słyszysz, co robi?

- Ona... Płacze. - wszyscy spoważnieliśmy na jego słowa.

- Chwila... Jak mogłem o tym zapomnieć. Ona nie była tu od śmierci Agathy i Richarda... - wyjaśniłem.

- O matko... - westchnęła Lydia.

- Pójdę do niej. - powiedziałem, na co oni przytaknęli.

Wszedłem po schodach. Otworzyłem pierwsze drzwi, moim oczom ukazał się pokój z fototapetą na ścianie. Jestem pewny, że to jej pokój, ale nie ma jej tu. Skierowałem się do następnych drzwi, powoli je uchyliłem. Tym razem w pomieszczeniu zastałem brunetkę, która trzymała w rękach ramkę ze zdjęciem. Odwróciła się w moja stronę, dzięki czemu mogłem zobaczyć jej zaczerwienione oczy.

- Hej... przepraszam, że Cię tu zabrałem. - podszedłem bliżej niej. - Zapomniałem, że nie byłaś tu od ich śmierci...

- To nie to Stiles... Ja... To moja wina, że nie żyją. - powiedziała, dławiąc się łzami.

- O czym Ty mówisz? To nie Twoja winna, mieli wypadek...

- To było zamierzone. - przerwała mi. - Gdy przenosiłam Victora do jego więzienia, przez chwile byłam w jego głowie. Stiles, on znalazł mnie szybciej... Wiedział, że moje moce wciąż są nieaktywne... Chciał je uaktywnić, wywołując silne emocje... On ich zabił przeze mnie. - odłożyła ramkę na miejsce. Dopiero teraz mogłem zobaczyć, że na zdjęciu jest moja przyjaciółka i jej rodzice na jakimś punkcie widokowym.

- To nie Twoja winna. Nie myśl tak. Pamiętaj, że oni zawsze będą Cię kochać, nawet jeśli teraz nie ma ich tutaj. - przytuliłem ją, a ona zaczęła płakać jeszcze bardziej.

Oderwaliśmy się od siebie, lecz nadal byliśmy dość blisko siebie. Dziewczyna patrzyła mi w prosto w oczy, swoimi zaczerwionymi spojówkami. Przyciągnąłem ją bliżej siebie łącząc nasze usta w pocałunku, na który tak długo czekałem. Brunetka odwzajemniła pocałunek, który z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej namiętny i pełen uczuć. Była to mieszanina tęsknoty, smutku, ale i radości. Odsunęliśmy się od siebie gdy zabrakło nam powietrza. Oparłem swoje czoło o jej. Patrzyliśmy sobie w oczy starając się uspokoić swoje oddechy.

- Tęskniłam za tym... - przerwała ciszę. - Nawet nie wiesz, jak bardzo.

- Uwierz, że wiem. - zaśmiałem się. - Nawet lepiej niż Ci się może wydawać. - złożyłem jej krótki pocałunek na czole. - Nie przejmuj się tym... To wszystko wina Victora. Na szczęście teraz już nam nie zagraża.

Przytuliła mnie.

- Dziękuję. - powiedziała szeptem. - Za wszystko.

Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce, co nie umknęło uwadze naszym przyjaciołom.

- Widzę, że Stiles jest dobry w pocieszaniu. - uśmiechnęła się rudowłosa.

- Jeszcze o tym pogadamy. - powiedział groźnie Scott.

- Oj daj sobie spokój. - spławiła Go Polly i pociągnęła mnie do samochodu.

Kuzyn Polly oraz Lydia również wyszli z domu brunetki, po czym chłopak zamknął go na klucz. Wszyscy wsiedliśmy do mojego Jeepa.

- Słuchajcie mamy dwie sprawy do obgadania. - oznajmiła Pauline, więc w trójkę spojrzeliśmy w jej stronę. - Po pierwsze jedziemy na pizzę, żeby uczcić powrót moich wspomnień. Po drugie, skoro mój stary dom stoi pusty, to może... Zamieszkajmy w nim. Nie mówię, że na stałe, ale chociaż na czas, który tu jesteśmy. Nie będziemy musieli wynajmować pokoi w hotelu. Jakoś się pomieścimy.

- Mi się podoba. - rzuciła banshee. - Chłopaki?

- Nie widzę problemu. - odpowiedziałem.

- Scott? - spytała Polly.

- Jeśli Ty chcesz, nie będę się sprzeciwiał. - zauważyłem ten piękny uśmiech na twarzy kuzynki Scotta. - Ale on ma mieć pokój z dała od Ciebie.

- Stary, nie ufasz mi? Myślałem, że się przyjaźnimy.

- Po prostu jedź już do tej pizzerni.

- Polly prowadź. - zaśmiałem się.

Dziewczyna całą drogę była moją nawigacją. Znała to miasto, jak nikt inny. Droga zajęła nam piętnaście minut. Zaparkowałem jeepa i ruszyliśmy w stronę pizzerni. Gdy przekroczyliśmy próg, od razu poczułem ten charakterystyczny zapach pieczonego sera, ciasta i innych dodatków. Usiedliśmy przy stoliku. Zaczęliśmy przeglądać menu, po chwili podszedł do nas kelner.

- Dzień dobry, co poda... Polly? - zaczął.

- We własnej osobie. - uśmiechnęła się.

- Chodź tu. - przytulił ją.

Nie zapędzaj się chłoptasiu.

- Jak ja Cię dawno nie widziałem. Myślałem, że się wyprowadziłaś... - kontynuował, gdy wreszcie ją puścił.

- Bo właściwie, to prawda. Wróciłam na chwile.

- Nic się nie zmieniłaś, ale nie myśl sobie, że Ci wybaczę to, że się nie odzywałaś przez tyle czasu. - powiedział kelner.

- Wybaczcie, że Wam przerywam. - rzuciła Lydia. - Polly, może przedstawisz nam swojego kolegę?

- O przepraszam... Louis to jest Lydia, mój kuzyn Scott i Stiles. - wskazała nas po kolei. - Lydia, Scott, Stiles poznajcie Louisa, mojego byłego sąsiada.

- Hej, miło mi Was poznać. - uśmiechnął się.

__________________

Czas na reklamy! ⏳🍕

Przepraszam za jakiekolwiek błędy
Komentarze 💬 i gwiazdki ⭐️ mile widziane 🚙

Do zobaczenia niedługo 🪱✨

Crazy world - the adventures of PollyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz