*15* Pracownia

87 8 0
                                    

POLLY
Zatrzymaliśmy się przy jednej z wąskich, ciemnych i niezbyt przyjaznych uliczek. Nie przypominam sobie, jednak abym była tu, kiedy po imprezie w klubie obudziłam się w mieszkaniu Louisa.

- Umm... Na pewno nie pomyliłeś drogi? Nie pamiętam, żeby Twoje mieszkanie było w tej części miasta. - odezwałam się.

- Widzę, że nie tylko sarkazm pozostał, ale także wspaniała orientacja w terenie. - zaśmiał się. - Nie idziemy do mojego mieszkania.

- Więc gdzie idziemy? - zatrzymałam się, a moi przyjaciele uczynili to samo.

- Dowiesz się, jak będziemy na miejscu. - odparł, po czym odwrócił się i zaczął iść.

- Nie ruszę się, dopóki nie dowiem się dokąd chcesz nas zabrać. - oznajmiłam.

- Zadziorna, kiedyś taka nie byłaś.

- I vice versa. - warknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Idziemy do pracowni Victora... - westchnął.

Momentalnie przeszedł mnie dreszcz, każda moja komórka zaczęła drzeć. W jednej sekundzie wszystkie wspomnienia związane z moim ojcem przeszły przez moja głowę.

- Wszystko dobrze? - usłyszałam szept, ten kojący i niesamowicie uspokajający głos, który niemal od razu sprowadził mnie na ziemie.

- Tak, w porządku. - skierowałam spojrzenie na swoję buty i ruszyłam za niebieskookim. Po chwili poczułam, jak czyjeś ramię mnie obejmuje.

- Spokojnie... - podniosłam wzrok, aby zobaczyć idealne, czekoladowe tęczówki Stilesa. - Jesteśmy z Tobą, pamiętaj.

Kiwnęłam głową, nie odrywając spojrzenia od bruneta.

- To tutaj. - odezwał się Louis.

- Żartujesz sobie? Przecież tu nic nie ma. - zauważyła rudowłosa, a ja trochę się zdziwiłam.

- Lydia o czym Ty mówisz? Nie widzisz tych wielkich, metalowych drzwi przed Tobą? - zaśmiałam się.

- Jakich drzwi? - spytał Scott.

Teraz to już nic nie rozumiem, to ja mam zwidy, czy to oni są ślepi. Wpatrywałam się w metalowe wrota.

- Spokojnie, tylko magiczni widzą te drzwi. Tak sztuczka. - wyjaśnił czarodziej.

- Więc dlaczego ja je widzę? Nie jestem już magiczna.

Nie odpowiedział mi. Odwrócił się do nas plecami. Usłyszałam Jego szept, momentalnie każdy mięsień w moim ciele się spiął. Nie tylko ja, to poczułam. Stiles mocniej przyciągnął mnie do siebie, jakby chciał dodać mi choć trochę otuchy.

- Zapraszam. - ukłonił się wskazując ręka otwarte drzwi, tajemniczego pomieszczenia, które należy do największego koszmaru mojego życia.

- Te drzwi naprawdę były tu cały czas? - spytała niepewnie banshee.

- Tak. - odpowiedział krótko Louis, wchodząc do środka.

Stanęłam przed progiem. Chłopak, którego wydawało mi się, że znam odwrócił się i wyciągnął swoją rękę w moja stronę. Ostatnia szansa na wycofanie się. Polly jeszcze masz szanse to odwołać. Przeszłam przez drzwi, tracąc opcje odwrotu.
Moi przyjaciele weszli zaraz za mną, a wielkie wrota głośno zatrzasnęły się, prawie powodując u mnie zawał serca.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. To miejsce wydaje mi się dziwnie znajome. Dokładnie tak, jakbym już kiedyś tu była. Wszędzie walały się grubę, stare i zakurzone książki, a raczej księgi. Ściany były pokryte czerwonymi cegłami, jednak tylko w małych skrawkach da się to zaważyć, gdyż resztę zakrywają ciemne dębowe regały z jeszcze większą ilością ksiąg. Na środku pracowni Victora znajduje się stół wykonany z tego samego materiału, co regały, jednak już z progu jestem w stanie zauważyć, jak bardzo jest zniszczony. W rogu natomiast stoi duży drewniany fotel z narzuconym puchatym kocem w zgniłym ciemnozielonym kolorze. Ku mojemu zdziwieniu ta nora jest całkiem dobrze oświetlona, dzięki czemu nie jest tu, aż tak strasznie.

Crazy world - the adventures of PollyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz