Rozdział I

19 3 0
                                    

Dwunastoletni chłopiec biegł uliczką w stronę Skrzyżowania. Księżyc oświetlał jego bladą twarz nadając jej upiorny wygląd.

Dotarł do Skrzyżowania i skręcił w lewo. Jego długie nogi poniosły go błyskawicznie do celu. Stanął przed pracownią krawca i wyciągnął z czarnej, zniszczonej torby zawiniątko, po czym bez pukania wszedł do środka.

Pracownia była bardzo bogata. Wszystkie meble były najwyższej jakości. Igły nigdy się nie łamały, a nici nie przerywały. Niestety za takie usługi trzeba było płacić, a Resso nie miał pieniędzy na takie "zbytki". Chodził więc w podziurawionych spodniach i przetartych koszulach.

- Znowu hrabia zażyczył sobie obszyć złotem nogawki? - powiedział krawiec gdy tylko spostrzegł kto wkroczył do jego pracowni.

- Uszanowanie, krawcu. - Resso skłonił się nisko jak nakazywała grzeczność i powiedział - Nie tym razem. Nie wiem dokładnie, w liście są polecenia.

Chłopiec podał mężczyźnie pakunek i kłaniając się ponownie wyszedł.

Już od trzech lat był chłopcem na posyłki hrabiego Sasteora. Nie była to lekka praca, ani dobrze płatna, ale w ten sposób Resso mógł wspomóc rodzinę.

Szczerze nie znosił tego. Czuł się poniżany, jednak jak zwykle nie odezwał się słowem na ten temat. Nigdy nie narzekał, ani nie wyrażał uczuć, nie pokazywał po sobie emocji.

Minęła go kobieta w długiej czarnej sukni z długimi rękawami i kołnierzem. Na głowie miała kapelusz. W dłoni trzymała list. Resso nigdy jej tutaj nie widział. Ewidentnie była bogata, ale nie wzięła powozu. Wydało mu się to dziwne, rzadko widywał kobiety. Przesiadywały w willach lub ogrodach i wychodziły jedynie odprowadzane przez powozy. Widywał za to często biedne kobiety szukające pracy, ale to te drugie sprawiały, że miał ochotę kłaniać się.

Nagle kobieta na niego spojrzała mądrymi, czarnymi oczami i uśmiechnęła się lekko. Był to tak nieoczekiwany widok, że Resso musiał na chwilę przystanąć by się zorientować czy to nie przywidzenie. Nie.

Nie zdążył jednak kobiecie odpowiedzieć, zniknęła już za rogiem uliczki.

Resso wszedł do pokoju. Nikt go nie zauważył, zresztą jak zawsze. Stanął w cieniu i obserwował.

- Jak Resso wróci niech sprowadzi barbera. - powiedział hrabia. Nie szczycił się szczupłością, dużo okazji opijał alkoholem.

Siedział teraz przy stole i z niezwykłą precyzją odkrawał maleńkie kawałki placka do sałatki grzybowej.

- Tak jest, panie. - skłonił się chłopiec i zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek odpowiedzieć Resso zniknął za drzwiami. Barber miał swoją bogatą praciwnię niedaleko.

Miasto, w którym mieszkali było wielkie, a dzielnica hrabiego najbogatsza. Do domu więc Resso szedł bez pośpiechu półtorej godziny i miał mnóstwo czasu na przemyślenia.

Idąc spokojnie do barbera poczuł spojrzenie na plecach. Odwrócił się zaniepokojony i napotkał wzrok eleganckiej kobiety w czarneh sukni. Rysy twarzy nie zgadzały się, ale te oczy... mógłby przysiąc, że należą do miłej kobiety sprzed godziny. Chciał się uśmiechnąć, ale nagle kobieta posłała mu znudzone spojrzenie i odeszła w tłum ludzi.

Wydało mu się to dziwne, ale wolał najpierw wykonać zadanie, a później się nad tym zastanowić.

Wracał od barbera, który oznajmił, że dojedzie w ciągu godziny.

Wyciągnął sobie nadgnite jabłko - jedyne jedzenie jakie miał przy sobie i wgryzł się w nie. Rozmyślał o tym o czym marzył najbardziej - o słońcu. Nagle jego rozmyślania przerwało dziwne uczucie. Rozejrzał się. Kilka metrów od niego stała żebraczka wyciągając do niego ręce. Jej oczy... czarne i równie znajome jak obu poprzednich kobiet.

Bez wahania chwycił jabłko między dłonie i rozerwał je na pół. Czystą połowę położył na jej wyschniętej dłoni.

W tej samej chwili spojrzała na niego i nagle zobaczył przed sobą trzy twarze. Był to tak krótki moment, że założył, że ma zwidy ze zmęczenia. Przetarł oczy i wszystko wróciło do normy.

- Mam prośbę. Chodź ze mną - wychrypiała żebraczka tak cicho, że musiał się pochylić by usłyszeć jej słowa. Spieszył się do hrabiego. Ale barber przecież i tak przyjdzie dopiero za jakiś czas.

Skinął więc krótko głową i ruszył za kobietą. Pewnie będzie chciała by pomógł jej coś zanieść albo przestawić, wielokrotnie mu już się to zdarzało.

Weszli w małą, dobrze oświetloną światłem księżyca, alejkę. Było to zaplecze gospody "Panna Kier". Stały tam dwie skrzynie i beczka.

- Usiądź. - usłyszał głos. Nie był to jednak słaby głos żebraczki, lecz majestetyczny i silny głos kobiety w czerni. Resso zaskoczony rozdziawił usta. Wiedział co to znaczy. Może być bardzo dobrze lub bardzo, bardzo źle. Szybko wykonał polecenie.

- Jesteś wiedźmą? - spytał cichutko.

Kobieta nie odpowiedziała, tylko usiadła na drugiej skrzyni.

- Muszę uregulować dług i zapewnić sobie życie, które ktoś mi przedłuży. - rzekła, a on miał wrażenie, że powinien wiedzieć co to znaczy. - Dlatego mam dla ciebie dar  - wyciągnęła z kieszeni naszyjnik z czarnym kłem. - Noś go zawsze na szyi i nikomu nie pokazuj. Przyda ci się w najgorszym momencie.

Resso chwycił prezent nie pytając o nic. Wolał jej nie denerwować.

- Do zobaczenia, Resso. - szepnęła tak, że te słowa jak echo odbiły mu się w umyśle i zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu.

Nikomu nie powiedział o spotkaniu z wiedźmą, i tak nikt by mu nie uwierzył. Bardzo rzadko się pojawiały w miastach. Zazwyczaj żyły zakopane w swoich fortecach w środku lasu lub na pustkowiach.
Prezent zachował i wolał przestrzegać zaleceń kobiety. Bał się, że coś złego się wydarzy kiedy zignoruje polecenie.

Doszedł do domu i chwycił za klamkę. Otwarte, rodzice pewnie już wrócili. Oboje byli sługami w pałacu hrabiego, ale nie musieli tam mieszkać. Mama była skrybą, tylko dlatego mogli mieszkać we własnym domu.

- Mamo? - spytał chłopiec czując burczenie brzucha.

Jasula weszła do pokoju i uśmiechnęła się zmęczona.

- Potrawka z ziemniaków.

Resso przytaknął i chwilę później dostał kolację.

- Mas pisała? - spytał z pełnymi ustami.

- Nie. - odparła chłodno matka. Wiecznie się spierały o Południe. Resso bał się, że Mas ich opuści, ale nigdy nie mówił tego głośno. - Twoja siostra zrezygnowała z nauki.

Zamarł z łyżką w połowie drogi do ust.

- Postanowiła badać kulturę Południa i przepuściła wszystkie pieniądze, które zbieraliśmy latami na jej naukę.

- Opuściła nas? - jęknął. Czuł to od zawsze.

Matka pokiwała smutno głową i już się nie odezwała. Nagle pukanie oderwało ich od rozmyślań.

Jasula poszła do drzwi i wróciła z listem.

- Resso, to do ciebie. - powiedziała zaskoczona - Od Mas. Przeczytać ci?

- Nie! - wyrwało mu się - Znaczy... poradzę sobie sam, dziękuję.

Matka pokiwała głową i wyszła przed dom, a Resso otworzył zapieczętowaną kopertę i rozwinął papier...

Poszukiwacz ZaćmieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz