Rozdział II

12 2 0
                                    

Szesnaście lat tego monotonnego życia. Podczas tych szasnastu lat człowiek może uschnąć w środku, stać się wrakiem siebie. Jak się patrzy na takiego człowieka jedyna myśl to "On tu nie pasuje. On nie pasuje nigdzie." Resso miał wrażenie, że jednak gdzieś musi pasować. Zawsze uważał, że każda jedna rzecz ma swoje miejsce lub zastosowanie. On jeszcze swojego nie odkrył.
Ciągle miał w głowie słowa swojej siostry. Oto co głosił list, który dostał cztery lata temu:

"Kochany Resso,
Piszę krótko, bo problemy gonią. Przepraszam, że wyjeżdżam i, że nie poinformowałam cię wcześniej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie chce być skrybą jak mama lub nawet tłumaczem czy kimkolwiek innym. Posłuchałam mego serca, w którym na zawsze zostanie Południe. Wybieram się tam by badać ich kulturę. Postaram się z tobą komunikować częściej, ale nie wiem czy mi się to uda. Najważniejszą sprawę mam jednak jeszcze przed sobą: nie namawiam do niczego, ale zrób to co Ci serce podpowiada. Jeśli pójdziesz dalej drogą którą idziesz zostaniesz sługą jak tata. Zastanów się dobrze!

Kocham Cię!
Mas ♡"

Długo nie mógł się pogodzić z wyborem Mas. Że ich opuściła. Że odeszła. W głębi duszy rozumiał ją doskonale i zazdrościł jej siły woli i odwagi.

Doskonale wiedział dlaczego wysłała ten list. By go popchnąć do tego co nieuniknione (coraz bardziej utwierdzał się w tej myśli). Na początku Mas zasiała tylko myśl, później niepokój. Teraz jeśli się nie pilnował, jego myśli odpływały ku krainom wiecznych upałów. Coraz częściej.

- Resso! - wyrwał go z zamyślenia donośny głos Terramo, ojca - Skup się! Właśnie prosiłem byś pomógł mi z drewnem na opał! W ogóle co się ostatnio z tobą dzieje? Ciągle chodzisz zamyślony, mało pomagasz, mało angażujesz się w cokolwiek, wszyscy się od ciebie odwracają, nie masz przyjaciół, bo każdy się ciebie boi.

Resso milczał. Jak zwykle.

- I co? Nie odpowiesz mi nawet?

Nie chciał się dać sprowokować, unikał kłopotów i konfliktów.

- Jaki mam z ciebie pożytek? Po co mi taki syn, który nie dość, że nie wykonuje moich poleceń, to jeszcze mnie ignoruje?

Odpowiedziała mu cisza.

- Wiesz co, Resso? Żałuję, że to nie ty wybrałeś się w "podróż" na Południe. Przynajmniej Mas na coś się przydawała.

Bardzo często odbywali takie rozmowy, więc Resso bez słowa obrócił się i nie rzucając chociażby przelotnego spojrzenia Terramo, wyszedł.

Powietrze było rzeźkie, noc wyjątkowo piękna. Gwiazdy świeciły na niebie wydając się tak blisko. Księżyc, jak wielka, biała gwiazda rzucał bladą poświatę na Alluah.

Ruszył przed siebie, po chwili zaczął biec. Pogrążony w myślach nie zauważył gdy wbiegł na Rexepo - szczyt małej górki, dookoła której powstało miasto Alluah - miasto jego życia.

Jego dotychczasowego życia. Ale co jest dalej? Za granicami miasta? Wyciągnął dłoń przed siebie w stronę odległego miasta portowego - Deteres. Wystarczyłoby wsiąść na pokład pierwszego lepszego statku i wyruszyć w poszukiwanie swojego miejsca. Miejsca, w którym czułby się dobrze, gdzie nikt by go nie unikał, gdzie mógłby być sobą, bo w Alluah na pewno nie mógł.

- Mas, pewnie mnie nie słyszysz, ale miałaś od początku rację. To nie mój świat, nie moja bajka. Wyruszę i znajdę swoje miejsce na świecie. - szepnął i poczuł, że w to właśnie chce wierzyć. Opanował go niezwykły spokój, jakby zakończył burzę, która kotłowała się w nim od lat.

Gdzieś w oddali zawył wilkołak.

Resso odetchnął głęboko, czując siłę, która nieoczekiwanie napłynęła do jego ciała.

"Mamo, tato, odchodzę. Nie planuję wracać."

Nie wiedział co powinien zabrać ze sobą. Czuł jednak, że poradzi sobie w każdym wypadku. Spakował się i wysłał list siostrze do miasta gdzie ostatnio przebywała. Nie znał tego miasteczka, musiało być po stronie Południa. Ta myśl dodawała mu otuchy.

Jasula spakowała mu prowiant, Terramo był jednak tak zdegustowany wyborem syna, że nie chciał go na oczy widzieć, nie mówiąc już o pożegnaniu.

Wyszedł przed dom i po raz ostatni spojrzał na małą, drewnianą chałupkę, którą przez lata uważał za dom.

- Będzie mi ciebie brakować synku, pisz do nas. I nikomu nie mów, że umiesz czytać o pisaniu już nie mówiąc! - powiedziała Jasula spanikowanym głosem.

- Poradzę sobie, mamo. - podszedł do drobnej kobiety i pocałował ją w czoło. Kochał ją całym sercem. - Żegnaj!

Odwrócił się i ruszył przed siebie po żwirowej drodze. Jego skórzane buty nie wydały najmniejszego dźwięku gdy stawiał kroki. Dochodził już do Skrzyżowania gdy usłyszał:

- Resso! - odwrócił się i spostrzegł ojca, kto szedł w jego stronę. W ręce ściskał laskę Podróżnika. - Zabierz ją ze sobą, by pamiętać o domu.

Usta chłopaka rozeszły się w uśmiechu. Chwycił mocno drzewce i posłał spojrzenie ojcu.

- Przepraszam, synu. Mam nadzieję, że kiedyś tu wrócisz. - burknął mężczyzna i odszedł nie czekając na odpowiedź. Jeśli chodzi o Terramo to było to aż za dużo, nigdy nie przepraszał, ani nie zmieniał zdania.

Resso uśmiechnął się ciepło i teraz już w pogodnym nastroju odszedł w odwrotną stronę.

Nie zauważył gdy przeszedł ten odcinek drogi - do Deteras. Tutaj domy były inne, jakby zrobione według innego szablonu. Resso minął pierwszy marynarski dom. Na jego płocie suszyły się sieci, przyjarzał się dokładnie zobaczył suszące się ryby niedaleko przeciągnięte sznurkiem.

Szedł dalej. Deteras nie było dużym miastem jak Alluah, więc chłopak szybko znalazł się w porcie. Wiele statków i małych łajb przycumowane były do długiego pomostu, na którym tłoczyło się od marynarzy, żeglarzy, oficerów, dumnych kapitanów statków i prostych mieszkańców Deteras.

Resso wszedł na pomost i podszedł do pierwszego napotkanego statku. Nosił nazwę "Duma morza", ale raczej prawda z nazwą się mijała. Czerqona farba odchodziła od boków, liny porośnięte glonami, śliskie i wilgotne, pokład bury i pełen wystających sęków. Jednak był to sprawny i duży statek, najpewniej towarowy.

- Kapitanie. - zaczął Resso skłoniwszy się nisko przed mężczyzną, do którego właśnie podszedł. - Dokąd wyruszacie?

Wysoki mężczyzna, niegdyś przystojny, dziś zaczerwieniony na twarzy i pomarszczony.

- Do Velt. - oznajmił prosto mężczyzna nawet na niego nie patrząc.

- Mogę do was dołączyć? Kiedy wyruszacie?

- A ile tam w sakiewce masz, chłoptasiu?

Cóż, mimo że Resso nie przepadał za konfliktami, to miał harakter i nie przepadał gdy ktoś go nie szanował.

- Wystarczająco - pozwolił sobie na tylko tyle. Vert było dla niego idealnym celem, ale powiedziałby coś jeszcze gdyby się nie pohamował.

- Dobra. Wypływamy jutro w południe. Nie spóźnij się. - powiedział mężczyzna, ale tym razem mówiąc patrzył na chłopaka.

- Ile?

Mężczyzna parsknął.

- Srebrną piramidę.

- Dwie srebrne spirale.

Kapitan spojrzał na niego. Jego szare oko prześlizgnęło się po całym ciele Resso.

- Witamy na pokładzie "Dumy Morza".

Poszukiwacz ZaćmieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz