Rozdział XXIX

4 1 0
                                    


Resso nie zwracał uwagi na rozmawiających cicho magów. Zamiast tego przypatrywał się Południu. 

- I kto by pomyślał... - mruknął do siebie i uśmiechnął się lekko.

Minęli dziwny krzak, na których ukazywał się rój jasnych, drobnych kwiatków. Chłopak przystanął przy nich i intuicyjnie wciągnął słodkie, kwiatowe powietrze. Zamknął oczy z rozkoszy i zbliżył nos jeszcze bliżej kwiatów. 

- Korett! - Zawołał podekscytowany.

- No co? - Poirytowany, dziecięcy głos brzmiał niecodziennie. 

- Co to za kwiatek? Pięknie pachnie! - Wskazał palcem na obiekty swoich badań. 

- A skąd mam wie- 

Bacore przerwał mu uradowanym głosem:

- To tylko Kwiaty Memoy, bardzo tu częste, ale jeśli chcesz się zachwycić jakimś kwiatem, to przy rzece będziesz miał idealną okazję - mrugnął porozumiewawczo - a ty, Korett, bądź chociaż trochę miły.

- Odechciewa mi się kwiatowych banałów gdy spieszę się na wezwanie Rady Jedenastu. 

Bacore nagle spoważniał i nie mówiąc już nic ruszył przed siebie żwawszym niż dotychczas krokiem. Już nie było czasu na przystawanie przy każdym dziwnym małym cudzie. Jak na mikrusa, Korett nie miał najmniejszych problemów z nadgonieniem Bacore. 


Nie szli długo, tego Resso był pewien. Wkrótce doszli do kamiennego łuku, który prawdopodobnie był okręgiem zakopanym w ziemi. Jeśli faktycznie tak było, to musiało się to stać setki, może nawet tysiące lat temu. Krąg był porośnięty mchem i różnymi krzewami. Na jego brzegach znajdowały się słowa, jednak przez liście nie mógł dostrzec wielu.

"... twój... będzie..."

Już chciał zapytać, lecz widząc powagę na twarzach magów postanowił milczeć, i tak musiał być dla nich ciężarem. Jeśli na świecie działo się coś złego do tego stopnia, że wielki mag Korett miał obawy, nie wróżyło to niczego dobrego. 

Stanęli przed kręgiem. Po drugiej stronie dalej ciągnął się ten dziwny las. 

- Resso, idź za mną. - Polecił mag w ciele chłopca. 

Mężczyźni (jeśli można ich tak nazwać) wyciągnęli przed siebie dłonie, szepnęli niezrozumiale słowa i nagle łuk wypełniła błona. Wyglądała jak powierzchnia wody, przez którą widniał jasne las. 

Magowie otworzyli oczy i bez pośpiechu przekroczyli granicę pod łukiem. Gdy to zrobili Resso nadal ich widział, byli jednak zamazani, jak omyłkowe plamy na obrazie La Rossy. 

Został sam po tej stronie. Nie myślał wiele, po prostu ruszył za nimi na drugą stronę. Gdy przechodził przez granicę czuł, że obraz przed nim go woła, że nic nie stoi na przeszkodzie by zrobił jeszcze jeden krok i znalazł się tam dokąd zmierzał. Z drugiej strony czuł tą błonę, którą musiał rozerwać, która przeszkadzała w osiągnięciu tego najważniejszego celu. Bo był przekonany, że tego pragnął od zawsze. Czuł jak dwie siły ciągną go w dwie strony, wiedział jednak, że ma nad tym jakąś kontrolę, nie rozerwą go.

Zdyszany padł na trawę. Nawet nie zwrócił uwagi na specyficzny kolor. Otarł ślinę z brody rękawem i podparł się na przedramionach. 

- Witaj, Resso. - Usłyszał nad sobą. 

Po chwili wróciło mu panowanie nad ciałem. Wstał niezręcznie i spojrzał przed siebie. Wyglądało to wszystko identycznie jak tamten las, różnica była taka, że liście, źdźbła traw, owoce... Wszystko było w kolorze rubinowym. Zachłysnął się z zaskoczenia. Jego oczy rozszerzyły się. Widząc jasny las, bez normalnego cienia, świecących grzybów i sów chowających się na gałęziach drzew już miał wielką zmianę, ale to... Wiedział czego się spodziewać, więc dlaczego go to tak uderzyło? Wypuścił powietrze z płuc i spojrzał na postać przed nim. Była to wysoka kobieta z szerokimi barkami, mocnym podbródkiem i groźnymi, poważnymi oczami. 

- Pani - szepnął i przyklęknął na jedno kolano opuszczając z pokorą głowę. Czuł, że tak powinien zrobić.

- Cieszę się, że wiesz gdzie twoje miejsce, ale jesteś tutaj jako jeden z nas, więc traktujmy się jak bracia - mówiąc to kobieta zrobiła to samo co chłopak. Przyklękła, opuściła głowę, a chłopak oniemiał. Nie spodziewał się tego. Wstał powoli rozumiejąc jej intencje. 

Kobieta po chwili wstała i okazało się, że jest od niego wyższa o głowę. 

- Jestem Pierwszą z Jedenastu. Możesz mówić do mnie Pierwsza. 

- Tak, Pani - spojrzał jej w oczy i dostrzegł dezaprobatę - tak, Pierwsza. - Poprawił się szybko. 

Na ustach kobiety zagościł cień uśmiechu. 

- Witamy w Rubinowym Oceanie, Resso. 

Poszukiwacz ZaćmieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz