XL

670 68 120
                                    


Jaemin miał wrażenie, jakby przywykł do sceny i stała się ona jego ulubionym miejscem. W jego oczach skakały iskierki podekscytowania, kiedy spoglądał na tłum bawiących się ludzi. Klub ponownie był zapełniony po brzegi, co tylko dodawało im energii. Palcami uderzał w odpowiednie klawisze, dzięki czemu wraz z innymi instrumentami tworzył melodię.

– Jesteśmy coraz bliżej końca – odezwał się Mark, kiedy skończyli kolejną piosenkę – Co powinniśmy zagrać?

Wszystkie słowa zlewały się w jedno, ale dało się wychwycić kilka najczęściej wykrzykiwanych tytułów. Ostatecznie wybrali jeden, który zagrali jako ostatni. Jaemin bardzo go lubił, właściwie tak jak każdy utwór Ikigai. 

Musiał przyznać, że w bardzo krótkim czasie przywiązał się do chłopaków oraz do występowania. Wcześniej panikował, a teraz czuł się jak ryba w wodzie. Nigdy nie marzył o byciu w jakimś stopniu popularnym, o staniu na scenie i robieniem zdjęć z ludźmi po koncertach. To wszystko jakby spadło mu z nieba, a on szybko zdążył się zakochać. Wiedział, że będzie mu ciężko tak po prostu wrócić później do domu, rozpocząć studia i wrócić do normalnego życia. 

Tak jakby wszystko, co teraz robi, nigdy się nie wydarzało, bo pozostanie tylko wspomnieniem. 

☆☆☆

– Więc teraz wznieśmy toast za... przyszłe koncerty – rzucił Mark, podnosząc szklankę. 

Po kolejnym udanym koncercie zdecydowali się zostać w klubie i w końcu dobrze się bawić. Przez to, że miejsce, w którym grał, miało piętro wyżej hotel, zatrzymali się tam. Mieli więc blisko, co było okazją, którą musieli wykorzystać.

Jaemin czuł, że odrobinę szumi mu w głowie, ale jeszcze się trzymał. Starał się nie myśleć o tym, co stale przychodziło mu do głowy w trakcie koncertu. Chciał skupić się na dobrych aspektach i faktycznie dobrze bawić się w trakcie wakacji. Na jego usta uśmiech cisnął się sam, gdy widział, że Donghyuck i Jeno nie boczą się już na siebie. Normalnie rozmawiali, chociaż przez większość czasu perkusista układał się na młodszym, całkowicie zmarnowany. On wypił najwięcej, stwierdzając, że należy mu się to po męczącym dniu. 

– Jeno błagam, idź spać czy coś – stęknął Donghyuck – No nie kładź się na mnie. 

– Nie chce mi się – wymamrotał. 

Tamten westchnął ciężko i podrapał się po głowie. Jego wzrok spoczął na Jaeminie, który nie rozmawiał z nikim i tylko spoglądał przed siebie. 

– Nana, mógłbyś odprowadzić Jeno? – rzucił. 

Chłopak spojrzał na niego i powoli przytaknął. Nie miał ciekawszego zajęcia, więc nie był to dla niego problem. Wstał od stolika, czekając, aż starszy zrobi to samo i będą mogli pójść razem na górę. Chłopak trzymał się całkiem dobrze, szedł prosto z uśmiechem na twarzy. Na wyciągnął do niego dłoń, a tamten złapał ją i uwiesił się na jego ramieniu. 

Wtedy Jaemin się przekonał, że droga nie będzie taka łatwa. 

Jeno naprawdę nie wysilał się, nawet żeby stawiać samodzielnie kroki. Młodszy musiał targać go za sobą, co było wyjątkowo męczące. Mówił do niego jak do przedszkolaka, aby uważał na kolejne stopnie oraz aby patrzył pod nogi. 

F.Y.E ANTHEM| nominOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz