VIII

737 75 102
                                    


Spoglądając co jakiś czas na zegarek, Jaemin maszerował wzdłuż drogi krajowej, przy której był największy ruch. Od swojego domu miał do niej około piętnastu minut, co nie przyprawiło go o większe zmęczenie, chociaż sprawność fizyczna była jego słabym punktem. Myślał, co teraz robi Yeji i jak mają się jego rodzice, którzy na pewno byli już na pięknych Malediwach.

W pewnym momencie westchnął głośno i się zatrzymał. Spoglądał na przejeżdżające auta, zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł. Był zdeterminowany, do momentu, kiedy nadszedł czas realizacji jego planu. Bardzo chciał przeżyć przygodę, którą będzie mógł opowiadać innym. Oczami wyobraźni już widział, jak po powrocie idzie nocować do mieszkania Hwang i całą noc opowiada jej o miejscach, które zobaczył oraz o ludziach, jakich poznał. Uśmiechnął się, mamrocząc sam do siebie, że da radę. 

– Dawaj Jaemin, jesteś odważny – mruknął – Nic cię nie powstrzymuje. 

W końcu wyciągnął dłoń i pomachał nią. Machał, mając nadzieję, że ktoś zatrzyma się i zabierze go ze sobą do jego wymarzonego Seulu. Nadzieja powoli gasła, kiedy kolejny samochód po prostu go minął. Kierowca z jednego pokazał mu nawet środkowy palec, co w prowadziło go w zdezorientowanie.

– Sukinsyn – wymamrotał. 

Jaemin zdecydował zwyczajnie usiąść na poboczu z nadzieją, że ktoś go zauważy lub chociaż nie potrąci. Wyciągnął z plecaka butelkę wody i upił łyka, czując, że z nerwów zasycha mu w gardle. 

Nie wiedział, ile czasu już siedział, ale nawet zachciało mu się spać. Ktoś raz na niego zatrąbił, co tylko utrwaliło go w przekonaniu, że ludzie są okropni i ich nienawidzi. Spojrzał na wyświetlacz telefonu i zauważył, że minęło pół godziny. Podniósł się i ponownie zaczął machać, nadal spoglądając na telefon. Miał już zamiar kliknąć kontakt Yeji, mówiąc jej, że jego ambitny plan skończył się szybciej, niż zaczął i wraca do domu.

Wtedy usłyszał trąbienie. Podniósł głowę i już miał zacząć przeklinać kierowcę, jednak stało się coś, czego nie oczekiwał. Kawałek za nim czarny van zjechał na pobocze, więc niepewnie ruszył w jego stronę. Podszedł do okna od strony pasażera, a jego oczom ukazał się młody chłopak o opalonej cerze i jasnych kosmykach opadających na czoło. Automatycznie wydał mu się bardzo życzliwy, co dodało mu odrobiny pewności siebie. 

– Hej, jestem Donghyuck – uśmiechnął się – To Mark – wskazał na kierowcę.

– Cześć Donghyuck – uśmiechnął się – I Mark. Jestem Jaemin. 

– Chcesz się z nami zabrać? – rzucił – Dokąd chcesz dojechać? 

– Gdybym mógł, byłbym bardzo wdzięczny – pokiwał energicznie głową – Mój cel to Seul. 

– Świetnie, też tam jedziemy! – klasnął w dłonie. 

Donghyuck wysiadł z vana i pociągnął za klamkę, dzięki której duże drzwi się przesunęły, ukazując wnętrze. Na uchylił usta w zaskoczeniu, widząc czterech innych chłopaków i instrumenty w futerałach ustawione obok.

– Cisza! – krzyknął – To Jaemin, zabieramy go na stopa. Proszę się ładnie zachowywać.

– Jasne kapitanie! – chłopak z ogniście pomarańczowymi włosami odsalutował, a reszta przytaknęła.

F.Y.E ANTHEM| nominOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz