– Ale po co mi kolejny Jeno?– Nie uważasz, że Sarang powinien mieć rodzeństwo? – spojrzał na niego, a ten parsknął pod nosem.
– Wypraszam sobie, to jest ona!
W wolny dzień Jaemin wyciągnął starszego do parku rozrywki, tego samego, w którym byli kiedyś. Co prawda znajdował się on kawałek od miejsca ich zatrzymania, bo cały czas się przemieszczali, ale szybko dojechali tam metrem. Pierwszym co zrobił Jeno był sprint do stoiska, w którym ostatnio wygrał pluszowego królika, aby zdobyć coś nowego.
– Okej, to jest ona – wymamrotał – Teraz muszę się skupić, więc proszę o ciszę kochanie.
Jaemin zamilkł, ale nie dlatego, że chciał, ale przez urocze przezwisko. Za każdym razem zawstydzał się i cieszył jak nienormalny, a jego serce biło tak szybko, jakby miało wysiąść w każdym momencie. Zdawało się, że Lee to zauważył, bo często tak do niego mówił.
Ich związek był krótki, ale młodszy był w niebie. Nigdy nie powiedziałby, że Jeno będzie zachowywał się jak duża przytulanka pełna miłości. Gdy gdzieś razem szli, spłatał ich palce i przysuwał go bliżej siebie. Często rozmawiali, przytuleni do siebie na łóżku któregoś z nich. Jaemin najbardziej lubił, gdy skradał mu krótkie całusy w policzek, nos czy usta – zależy, gdzie akurat miał ochotę. To wszystko powodowało zwarcie jego emocji i wybuch, którym były przysłowiowe motylki w brzuchu.
Czuł się kochany, naprawdę bardzo mocno. Dlatego też starał się oddawać wszystko z taką samą potęgą. Zauważył, że starszy zawsze się rozluźniał, gdy go obejmował, a jego wzrok był taki... kochany. Sprawiało mu to ogrom radości.
– Ostatni rzut – powiedział mężczyzna zza lady, uśmiechając się delikatnie – Powodzenia.
Na nawet się nie zdziwił, kiedy Jeno z łatwością trafił. Miał ukryty talent do tego typu rzeczy, co tylko powiększało listę jego wszelkich zdolności. Starszy wydał z siebie okrzyk radości i od razu wskazał pluszaka, którego wybrał, zanim jeszcze zaczął grę.
– Pingwin? – rzucił Jaemin.
– Uroczy, prawda? – uśmiechnął się – Tak jak ty. Dlatego go wybrałem.
– Czy ty ze mną flirtujesz? – uniósł brew.
– Tak się składa, że tak – puścił mu oczko – Jak go nazwiemy?
– Hengbok?
Skoro jego pierwszy pluszak miał na imię miłość, drugi nie mógł nazywać się inaczej niż szczęście. Jeno przytaknął z uśmiechem i podał mu pingwina. Wolnym krokiem ruszyli dalej, nigdzie się nie spiesząc. Wieczorem czekał na nich kolejny koncert, ale występy były dla nich tylko i wyłącznie przyjemnością, więc nie mieli czym się przejmować. Jisung zaproponował Jaeminowi, żeby dzisiaj z nimi wystąpił, a on od razu się zgodził. Odrobinę za tym zatęsknił.
– Hengbok, ślicznie – przytaknął – Gdzie idziemy?
– Może na to? – wskazał na najwyższy obiekt w zasięgu jego wzroku i uśmiechnął się pod nosem.
– Oszalałeś – spojrzał na niego wielkimi oczami – To jest... ogromne. Umrzemy.
– Nikt nie umrze Jeno.
– Jeśli chcesz, to... możemy pójść – powiedział z lekkim zawahaniem.
– Poważnie?
– Tak – zaśmiał się nerwowo.
– Żartowałem Jeno, przecież wiem, że ich nie lubisz – spojrzał na niego pobłażliwie – Nie musimy nigdzie iść.
– Ale jeśli chce-
CZYTASZ
F.Y.E ANTHEM| nomin
Fanfictionzakończone ✓ Kiedy rodzice wyjeżdżają na całe dwa miesiące, Jaemin postanawia w końcu przeżyć prawdziwą wakacyjną przygodę. Staje przy drodze z nadzieją, że ktoś zabierze go do stolicy. Trafia na kilku muzyków, tworzących amatorski zespół i z nimi p...