XLVII

611 72 67
                                    


Jaemin czuł się dziwnie i niezręcznie. Od incydentu z Jeno więcej z nim nie rozmawiał i właściwie nie chciał wchodzić starszemu w drogę. Skoro nie chciał, żeby się do siebie przywiązywali, nie miał zamiaru się buntować. Naprawdę go polubił i odrobinę bolało go to, że nie rozmawiał z nim jak wcześniej, ale nie mógł nic na to poradzić. To był wybór Jeno i miał zamiar go uszanować.

Ich jedyne interakcje były wtedy, kiedy Lee pytał go przed koncertem, czy jest już gotowy. Powtarzało się to każdego wieczora, a poza tym nie było nic więcej. Jaemin często spoglądał w stronę starszego, ale tylko na moment. Zawsze, gdy się na tym łapał, karcił się w myślach.

Któregoś dnia, gdy mieli dużo czasu wolnego, postanowili wybrać się do parku rozrywki. Zaproponował to Chenle, a każdy zgodził się, bo wtedy rudowłosy fukałby na nich cały dzień. Kiedy Na zobaczył karuzelę, która wyglądała jak wyjęta z bajki, jego oczy aż zabłyszczały. Przypomniała mu się rozmowa z Jeno, w której mówili o podobnych rzeczach i obiecali sobie, że pójdą na taką karuzelę wspólnie. Tego dnia nie było im to dane, co trochę zburzyło jego humor.

Ostatecznie odszedł od niej, obdarzając kolorowe konie smutnym spojrzeniem. Nie miał ochoty być tam bez Jeno.

Reszta zespołu zauważyła ich zachowanie, co trochę ich martwiło. Nikt jednak nie zadawał pytań, po prostu obserwując sytuację. Teraz znowu siedzieli przy stoliku w klubie, a od zakończonego koncertu minęło może kilkanaście minut. Jaemin  obserwował pary tańczące na parkiecie, co pobudziło jego wyobraźnię. Przez chwilę sam miał ochotę z kimś zatańczyć, ale szybko z tego zrezygnował. Z daleka wyłapywał, jak barman przy barze robi drinki, co było swego rodzaju fascynujące. Kolory przelewały się przez siebie, a niektóre z nich wyglądały jak niebo podczas zachodu słońca.

– Muszę was zapytać o poradę! – rzucił nagle Chenle, wyrywając go z zamyśleń.

– O co takiego? – mruknął Renjun.

– Jak mam powiedzieć komuś, że mi się podoba?

Wszyscy spojrzeli na siebie  zaskoczeni, a na najbardziej zdziwionego wyglądał Jisung. Mark zaśmiał się niezręcznie i wyciągnął młodszemu z dłoni szklankę.

– Pozwoliliśmy wypić Ci jednego drinka i już majaczysz.

– Ale ja mówię poważnie, hyung! Jesteście okropni – bąknął, wywracając oczami.

– Poważnie, poważnie? – dopytał Donghyuck.

Chenle przytaknął energicznie, więc tamten przysunął się do niego i rozpoczął rozmowę. Jaemin nie spodziewał się takiego pytania, w ogóle nie podejrzewał, że ktoś podoba się rudowłosemu.

– Idę się przewietrzyć.

Wszyscy spojrzeli na Jisunga, który podniósł się i skierował ku wyjściu. Z jakiegoś powodu po chwili on też wstał, mamrocząc, że idzie zrobić to samo co młodszy. Po wyjściu nigdzie go nie widział, co trochę go zmartwiło. Coś w jego zachowaniu mu przeszkadzało, dlatego chciał z nim porozmawiać.

Pierwszą myślą było zobaczenie, czy nie jest może w ich vanie, co okazało się świetną myślą. Po otworzeniu drzwi zobaczył Jisunga rozłożonego na całym siedzeniu, wpatrującego się w sufit.

– Cześć Jisung – mruknął, zamykając za sobą drzwi.

– Co tutaj robisz hyung? – rzucił spokojnie.

– Wyszedłem za tobą, ale nigdzie cię nie było, więc przyszedłem tutaj.

– Rozumiem.

Park szybko odpuścił rozmowę, co nie zbyt mu się spodobało. Położył się w ten sam sposób na siedzeniach po drugiej stronie i nacisnął guzik, dzięki któremu rozbłysło światło.

F.Y.E ANTHEM| nominOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz