LXXVII

567 76 85
                                    


– Jaemin hyung, nie ma szans, że powiem mu teraz! – krzyknął szeptem, zapierając się rękoma i nogami o ramę drzwi.

– Mówiłeś, że jesteś gotowy – odparł równie stłumionym głosem.

– Jednak nie jestem.

– Jisung... za późno, jeszcze mi podziękujesz.

Zanim młodszy zdążył zareagować, został wepchnięty do pokoju, a drzwi automatycznie się zakluczyły. Przełknął pod nosem i fuknął kilka razy, zanim odwrócił się w stronę zdezorientowanego Chenle, który siedział na łóżku.

– Cześć Jisung – rzucił.

– H-hej – podrapał się po głowie – Możemy pogadać?

– Pewnie, siadaj – poklepał miejsce o bok niego – Coś się stało?

– Tak jakby...

Zaledwie dzień wcześniej ponownie rozmawiał z Jaeminem na temat jego uczuć do swojego najlepszego przyjaciela. Cały czas stresował się sytuacją, w jakiej był, a w pewnym momencie zjadało go nawet poczucie winy.

Za to, że poczuł coś do osoby, z którą miał przyjaźnić się na zawsze.

Był wdzięczny za to, że Na był dla niego taki cierpliwy. Doradzał mu, dzielił się przemyśleniami i co najważniejsze, kazał myśleć pozytywnie. Po wczorajszej rozmowie stwierdził, że w końcu nadszedł czas na rozmowę z Chenle, ale gdy przyszło co do czego – spanikował.

Myślał, że zemdleje, kiedy stawał kroki coraz bliżej łóżka, aby usiąść obok starszego. Sam nie wiedział czemu, ale od zawsze przejmował się wszystkim. Tym razem nie było inaczej, bo pod intensywnym spojrzeniem Zhonga zaczynały pocić mu się dłonie.

– Wyglądasz na zestresowanego – rzucił.

– Naprawdę? – zaśmiał się nerwowo.

– Chciałeś porozmawiać.

– Ach, tak – przytaknął – Chodzi o to, że... pamiętasz, jak mówiłeś, że ktoś Ci się podoba i potrzebujesz rad?

Teraz to na twarzy Chenle pojawił się dziwnego rodzaju grymas, który go jeszcze bardziej zestresował. Może nie chciał mu o tym mówić? Wolał zachować szczegóły dla siebie? Natłok myśli odrobinę go przytłoczył, bo przecież myślał, że przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic.

Ale nawet on ją miał.

– Pamiętam, jak to mówiłem – przytaknął – Ale wątpię, że coś z tego będzie.

– Czemu? Powiedziałeś jej, co czujesz?

– Jej? – spojrzał na niego.

– Myślałem, że podoba Ci się dziewczyna...

– Czy to źle, że to chłopak?

Starszy odwrócił wzrok, zatrzymując go na oknie za Jisungiem. Czekał na jego odpowiedzieć, czując tylko rosnący niepokój. Cała ich grupa szanowała osoby innej orientacji i nie uważała ich za "kogoś innego" lub gorszego. Do tego Donghyuck i Mark, którzy założyli grupę byli w związku, a oni naprawdę podziwiali ich miłość.

Można powiedzieć, że tym społeczeństwie, jeśli byłeś chłopakiem, niebezpiecznym było nie być zauroczonym dziewczynami, i na odwrót. Ich przyjaciele się tego nie bali, dumnie pokazując swój związek oraz środkowy palec każdemu, kto miał o to problem. Chenle miał do nich duży respekt.

– Nie, to nie jest nic złego – pokręcił głową, gestykulując energicznie – To normalne, może Ci się podobać każdy. Więc... czy on wie?

– Nie – mruknął – Nie wiem jak to zrobić.

Jisung zaśmiał się w duszy, bo sam był dokładnie w tej samej sytuacji. Czasami zaskakiwało go to, jak podobni byli z Chenle, ale to chyba to ich połączyło. Nie było konkretnego momentu, w którym zostali przyjaciółmi, to po prostu się stało. Od tamtej chwili byli nierozłączni.

– A... jest to osoba, którą znam? – zapytał niepewnie.

– Mhm – przytaknął tylko.

– Och – westchnął.

Teraz w ogóle nie wiedział, co ma zrobić.

– To ja... będę szedł – mruknął.

Wiedział, że miał wyjść z pomieszczenia dopiero po tym, jak powie Chenle prawdę, ale nie potrafił. Szczególnie że osoba, w której to on był zauroczony, była kimś, kogo znał. Zanim zdążył wyjść, został pociągnięty mocno za nadgarstek i odwrócony w drugą stronę. Spojrzał na niższego chłopaka, który wręcz piorunował go spojrzeniem.

– O co-

Nie zdążył zapytać, bo w tamtym momencie starszy złapał jego policzki i pociągnął w dół, łącząc ich usta w pocałunku.

Był krótki, ledwie wyczuwalny, ale Jisung poczuł, jakby został mocno spoliczkowany lub oblany kubłem wody z lodem. Stanął jak wryty, spoglądając na niego, jakby zobaczył ducha. Rozchyliły usta, chcąc powiedzieć, ale nagle zabrakło mu języka.

– Chenle, co-

– Ty mi się podobasz gamoniu! – podniósł głos – Od dawna! Mówiłem wtedy o tobie, ja... myślałem, że jakoś się domyślisz – złapał się za głowę.

– Ja? – wydusił.

– Tak ty, Park Jisung – odparł – Jak możesz być taki niepoję-

– Też mi się podobasz.

Poczuł, jakby z serca spadł mu wielki ciężar. Do tego uśmiech pojawiający się na twarzy starszego powodował, że czuł się tylko lepiej. Cały stres zniknął jakby za dotknięciem magicznej różdżki i mógł w końcu odetchnąć.

– Naprawdę? – tym razem to on zapytał.

– Naprawdę – uśmiechnął się, wzdychając ciężko – Nie potrafiłem się zebrać, żeby Ci to powiedzieć. Jaemin hyung mi pomagał.

– Czy to znaczy... że jesteśmy parą?

Jisung uśmiechnął się jeszcze szerzej i przytaknął energicznie, nie potrafiąc nawet wyrazić swojej radości słowami. Chenle mocno go objął, a on odwzajemnił uścisk, opierając policzek na czubku jego głowy.

Nagle usłyszeli głośne skrzypnięcie, a do pokoju wpadł – i to dosłownie – Jaemin wraz z Renjunem. Upadli z głośnym stęknięciem, co związało się z wybuchem śmiechu Chenle.

– Co wy tutaj robicie? – rzucił Jisung.

– No, tak się składa... – zaczął Huang.

– Podsłuchiwaliście nas?

– Może – uśmiechnął się niewinnie Jaemin – Ale to nieważne!

– Ważne!

– Nie kłóć się z hyungiem Jisungie – skarcił go.

– Dobrze...

¬¬¬¬

chenji mówi dzień dobry 😋

miłego wieczoru <33

F.Y.E ANTHEM| nominOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz