Klub nocny, w którym tego wieczora imprezował pijany Garda, znajdował się całkiem niedaleko osiedla, na którym mieszkała Ida. Zakochanego psychola od jego miłości dzieliło zaledwie pięćset metrów prostej drogi, mijając dwa małe osiedla, centrum handlowe i sklep obuwniczy. Już około dziesiątej wieczorem do jego podpitego łba dochodziły myśli, żeby do niej pojechać i pilnie z nią porozmawiać, tylko nie do końca wiedział, w jakim celu miałby ją odwiedzić. Mógłby iść bez. Nic by się nie stało, niemniej jednak ta, nie chciałaby z nim rozmawiać, jeśli nie miałaby o czym. Tak przynajmniej sądził, patrząc na jej odpychające zachowanie, które nieco raniło jego kruche serduszko.Spragniony miłości, wlewał w siebie kolejne szklanki alkoholu, twierdząc, że tylko to przynosi ulgę w samotności. Po nim czuł się zdecydowanie lepiej, bo każdy pojedynczy problem; mały czy duży, nie miał żadnego znaczenia, gdy w głowievlatał wielki helikopter.
Kolejne drinki uderzały do głowy jeden po drugim, a ten coraz bardziej głupiał, zupełnie tak, jakby coś w niego wstąpiło. Diabeł, demon–pal licho co. Powieki coraz bardziej opadały, a głos zmieniał się z normalnego w powolny i niski, wracając z bólem do przeszłości:
— Od kiedy umarła Kasia, nie mogłem nawet patrzeć na inne baby. — Wybełkotał, sięgając po kolejne, kolorowe szkło wypełnione wódką. — A dzisiaj myślę już tylko o jednej i wcale nie jest to Kasia.
Podpity Bączek lekko się zaśmiał:
— Kaśka nie żyje już trzynaście lat. Jak znajdziesz sobie dziewczynę, to ani ja, ani Boldi nie będziemy na ciebie źli. Będziemy się cieszyć, jak będziesz szczęśliwy. — Obaj siedzieli na czerwonej, miękkiej kanapie.
— Wiesz co? Jesteś, byłeś i będziesz moim najlepszym, kurwa, przyjacielem. Nigdy nie miałem tak dobrego kolegi, jak ty.
Słysząc to, grupa sześciu osób, zaczęła się śmiać. Trzeźwemu zabawnie słuchać gadki dwóch pijanych gości, którzy sobie tak czule słodzą. Ten wypad miał być wspólnym opiciem pewnego interesu, którego podjął się Gardel, a razem z nimi, wśród tych sześciu osób świętowali też między innymi policjanci z komendy, którzy zajmowali się sprawą demolki szpitala, jak i sam łapczywy ordynator. Ich obecność mogłaby szokować, gdyby nie fakt, że nie ma człowieka nieprzekupnego. Każdy ma swoją cenę, a i oni taką mieli. Deal, którego dokonali tego wieczora, zasądził o przyszłości, życiu i karierze Gardela. Nie chodziło o nic innego, jak pieniądze, które kochał niczym własną matkę, choć nie tak, jak miał pokochać Idę.
Jej ciemny pokój oświetlała tylko jedna lampka nocna i światło telewizora. Ida siedziała na szarej kanapie, owinięta różowym szlafrokiem i oglądała wciągającą telenowelę, o której istnieniu nie wiedziała, aż do tamtego wieczora. Film tak bardzo pochłonął jej uwagę, że nie zauważyła późnej pory. Spojrzała na wyświetlacz telefonu. Było już grubo po dziesiątej. Zamierzała dokończyć film i położyć się spać, jednak coś pokrzyżowało jej plany. Znienacka rozległo się pukanie do drzwi. Zastygła w miejscu, zastanawiając się nad tym, kogo to może nieść o tej porze i podeszła powoli do wizjera, by zobaczyć, kto ją odwiedził. Wyjrzała, ale nie dostrzegła tam niczego poza ciemnością. Światło na klatce było wyłączone. Stwierdziła więc, że nie będzie otwierać, bo obawiała się złodzieja albo jakiegokolwiek napastnika. Odeszła od drzwi, po czym znów rozległ się natarczywy dźwięk, tym razem dzwonka. Wróciła na wycieraczkę i zapytała szeptem:
— Kto tam? — Przyłożyła ucho, nasłuchując odpowiedzi.
— To ja! Otwórz! — Krzyknął Gardel, a echo rozniosło się po całej klatce.
Ida nie czekała. W pośpiechu otworzyła drzwi i wpuściła go do środka, byleby nie darł już niewyparzonej gęby. Gdyby czepialscy sąsiedzi usłyszeli, jak się dobija, z wielką chęcią zadzwoniliby na policję. Tacy już byli. Kiedyś codziennie dobijali się do siebie wzajemnie, nawet w środku nocy, czepiając się o spuszczaną wodę w toalecie czy stukanie stopami o podłogę. Niestety, jej też się nie raz obrywało, choć nawet nie bywała w domu. Każdego dnia klęła na to, że trafiła na właśnie takich sąsiadów. Zmorą była głównie sąsiadka z mieszkania obok. Młodsza o rok była wychowanka domu dziecka bardzo nie lubiła Idy. Nawet ciężko jej było powiedzieć dlaczego. Po prostu z dnia na dzień uczepiła się za zbyt głośne wchodzenie po schodach i tak już zostało do dzisiaj. Gdyby Garda robił hałas, na pewno ktoś wyszedłby się kłócić, dlatego bardzo nie chciała, by zwrócił na siebie uwagę.
Spojrzała na nietrzeźwego dryblasa, który stał w jej przedpokoju i gibał się na wszystkie strony, jakby za chwilę miał upaść:
CZYTASZ
𝙎𝙖𝙜𝙞𝙩𝙩𝙖𝙧𝙞𝙪𝙨
RomanceGardel jest przestępcą, Ida młodą chirurg. Ona nie wiąże z nim przyszłości, zwłaszcza, że oboje mają za sobą traumatyczne doświadczenia. Los jednak krzyżuje ich drogi. Zakochany kryminalista stara się zdobyć serce tolerancyjnej Idy, która unika męż...