Rozdział 2

525 37 8
                                    

12.05.2016, Poznań.

Ida uniosła dłoń opatuloną w białą gumową rękawiczkę, jedną z tych, które zwykli nosić lekarze i chwyciła igłę chirurgiczną, która leżała na przesuwanym, metalowym stoliku obok leżanki. Ostrożnie nawinęła na nią nitkę specjalnie stworzoną do szycia ludzkiej skóry i wbiła jeden jej koniec w otoczkę przy ranie na udzie młodego pacjenta. Chłopiec nie krzyczał ani nawet nie drgał, gdy powolnymi ruchami, przeciągała szwy nad niewielkim rozcięciem. To ją trochę zdziwiło, ponieważ mimo znieczulenia, zwłaszcza przy dzieciakach w jego wieku, musiała prosić o pomoc inne pielęgniarki, które skutecznie je zagadywały. To odrobinę pomagało, choć nie zawsze działało:

- Jesteś bardzo dzielny. - oznajmiła z lekkim uśmiechem na twarzy.

Chłopiec spojrzał na nią, a potem znów obrócił wzrok w stronę matki, by nie patrzeć na ten okropny rytuał, który Ida wykonywała na jego skórze. Niestety, nawet przy tak drobnych rozcięciach było to zazwyczaj konieczne:

- To nie pierwszy raz! - Wtrąciła się matka. - Rok temu spadł z deskorolki i rozciął sobie brew. Jeszcze raz i majowe odwiedziny na tym oddziale staną się naszą coroczną tradycją.

Ida roześmiała się cicho:

- Zdarza się. Początki każdego sportowca wyglądały identycznie.

Kobieta śmiało zaczynała prowadzić rozmowę z zupełnie jej nieznajomą Idą. Było to niesamowicie miłe doświadczenie, bo spośród tych wszystkich niemiłych, naburmuszonych pacjentów, jedna, głupia rozmowa z tym jednym uśmiechniętym człowiekiem, potrafiła umilić chirurgowi cały dzień:

- My mamy to szczęście, że nie chciał być spadochroniarzem albo kaskaderem. W innym przypadku na pewno bylibyśmy tutaj regularnie co tydzień.

- Mamy i takich pacjentów - odparła Ida, przybliżając wzrok pod oświetlone lampą udo chłopca. - Szczególnie alkoholowych kaskaderów, którzy wyprawiają najróżniejsze sporty. Szkoda, że tylko po alkoholu.

- Ech! - westchnęła kobieta. - Co to się z tym światem dzieje? Niech mi pani powie. Gdzie się człowiek nie obejrzy, tam pijany kierowca, pijana matka, a biznes alkoholowy kwitnie. Nie mogliby tego całkiem zakazać?! - oburzyła się.

- Ponoć zakazany owoc smakuje najlepiej. Jeśli zakazaliby alkoholu, handel nim kwitnąłby w najlepsze, ale na czarnym rynku.

- Powiem pani, że ja to kompletnie tego nie popieram. Dwa lata temu zatrzymali jakiegoś bandytę, który zajmował się przemytem spirytusu. - Podumała. - Chyba z Ukrainy. I wie pani, co? Zaraz pojawił się drugi, o którym znowu głośno, tu, w Poznaniu.

Ida spojrzała na nią i nieco zdziwiona zmarszczyła brwi:

- Naprawdę? Ja nic o żadnym zatrzymaniu nie słyszałam, ale wie pani, codziennie kogoś zatrzymują, a to za przemyt, a to za narkotyki. Dzień jak co dzień.

- Ale niech mi pani powie, czy my mamy za mało swojego alkoholu, żeby zza granicy jeszcze sprowadzać jakieś specyfiki? Mało to się mówiło, o ludziach co od tego tracili wzrok albo umierali?

- Powiem pani tak... - Zaczęła Ida. - Biznes alkoholowy kwitnie nie dlatego, że mamy go mało, a dlatego, że są z tego pieniądze. Nie ukrywajmy, że sytuacja w kraju jest naprawdę słaba, no i każdy orze, jak może, by żyć na godnym poziomie.

- Ma pani rację, ale z drugiej strony, to co im po tym, jak zaraz dostają wyroki?

- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Ja sama wiem o tym wszystkim tyle, co nasi politycy o biedzie. Ani nie piję alkoholu, ani nie zadaję się z taki ludźmi, a jedyne informacje, jakie mam to te z telewizji. Zresztą ostatnio i tak nie jestem na bieżąco, bo nie mam ani minutki wytchnienia od pracy.

𝙎𝙖𝙜𝙞𝙩𝙩𝙖𝙧𝙞𝙪𝙨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz