Rozdział 21

225 16 11
                                    

    Gardel rozsiadł się wygodnie na kanapie i włączył rzadko używany telewizor, który wisiał w kącie na ścianie. Był strasznie zaciekawiony tym, po co matka tak nalegała na to, by obejrzał wieczorne wydanie wiadomości, a z drugiej strony bardzo chciał już jechać do kolegów, którzy zapowiedzieli małą imprezę ze starymi znajomymi. Katerina kręciła się po kuchni, próbując coś ugotować. Chciała być miła, pewnie chciała też pokazać, że potrafi i się stara, ale Gardel tego nie zauważył, bo był zajęty czymś zupełnie innym.

W wiadomościach oglądał materiał polityczny, który puszczono w pierwszej kolejności przed tym, który miał zobaczyć, a po chwili pojawił się ten ze szpitala, w którym pracowała jego matka i Ida. Pomyślał, że to fajnie, pewnie matka ujęła się przez sekundę pod koniec materiału, ale zupełnie się zdziwił, gdy prezenter opowiadał o skomplikowanej, jedynej takiej w Polsce operacji przeprowadzonej na chorym genetycznie człowieku, który nie kwalifikował się do niej nigdzie indziej. Chwila pokazywania oddziału, opowiadania o jakimś sławnym profesorku i nagle bam! Jak z nieba. Na całym ekranie pojawiła się twarz Terleckiej:

- Operacja usunięcia ogniska nowotworowego w tak ciężko dostępnym miejscu zawsze jest skomplikowana, ponieważ jak wiadomo, dostęp do danego organu jest utrudniony. My wraz z zespołem anestezjologów, najlepszych lekarzy i kilku chirurgów zdecydowaliśmy, że podejmiemy się tego zadania i użyjemy najnowszego sprzętu medycznego, sprowadzonego z Niemiec, by bez naruszania jakichkolwiek, niezajętych tkanek, usunąć intruza zalegającego na trzustce.

Chłopa prawie wmurowało w fotel. Sam fakt, że Terlecka była w telewizji to jedno, ale to, że znów ją widział, że znów na nią trafił to drugie. Była taka ładna, taka pewna i mądra, a jej oczy błyszczały w blasku świateł. Nagle dostał niesamowitego przypływu adrenaliny. Miał ochotę skakać i biegać, choć nie bardzo chciał to pokazać Katerinie siłującej się z praską do czosnku. Dziewczyna nie miała pojęcia, co jest grane, nie znała Idy i ich historii. Sądziła, że nagła zmiana zachowania jej narzeczonego to następstwo powrotu w rodzinne strony. Przeczuwała, że wszystko wróci do normy, jak tylko przekroczą Niemiecką granicę. Kwestia tygodnia.

Łysy wstał z fotela, bardzo szybko się ubrał i oznajmił ukochanej, że na chwilę wychodzi. Ta nie miała z tym najmniejszego problemu, choć bała się zostać w tak dużym domu całkowicie sama. Poprosiła narzeczonego, żeby szybko wracał, a potem skupiła się na gotowaniu, obserwując, jak ten zakłada buty i znika za drzwiami. Ich miłość gasła od dawna. Nigdy nie była prawdziwa, przynajmniej nie z jego strony.

Tymczasem Ida siedziała już na czerwonej kanapie w towarzystwie dziewcząt i razem z nimi wysłuchiwała zabawnych historii nowo poznanych kolegów Bączka. Tego jeszcze nie było, miał za chwilę dojechać. Zgraja napakowanych bandytów obgadywała wybryki młodszego brata Boldiego, a ten od samego początku bardzo uważnie przyglądał się Idzie. Blondynka nie miała pojęcia, że ten napakowany przystojniak to braciszek nieszczęśnika, który się z nią umówił i nie przyszedł, nie wiedziała, że oni ją tu ściągnęli celowo. Roześmiana przytakiwała chłopakom, popijając miętowego drinka i sama zagadywała ich swoimi historiami, bo nie chciała nijak odbiegać od towarzystwa, które bawiło się tak świetnie:

— To było chyba rok temu na imprezie, na festynie piwnym, kiedy już pod koniec, w nocy wracałyśmy do domu i ja mijając fotobudkę, stwierdziłam, że zrobię sobie kilka zdjęć. Dziewczyny były zbyt pijane, więc nie chciały, no i ja weszłam do tej budki, robię sobie te zdjęcia, wszystko fajnie i nagle słyszę jakiś rumor na zewnątrz. Myślę: Co jest? Za chwilę czuję, że coś mnie ciągnie za nogę i słyszę zza kotary głos Magdy: Wyłaź stamtąd! Wyciągnijcie ją! A to dlatego, że ona najebana wkręciła sobie fazę, myślała, że to ta skrzynka czarodzieja, co się wchodzi do środka, on robi czary-mary i człowiek znika. Ona myślała, że ja miałam zaraz zniknąć i wyciągnęła mnie stamtąd za nogę! — Ida zaśmiała się w głos, a reszta zaraz za nią. — To było okropne, słuchajcie, bo ona nie tyle, co mnie tam, tylko wyciągnęła, ale targała mnie jeszcze chwilę potem, odciągając od tej budki. Ja miałam posiniaczone udo, plecy, miałam powbijane w uda kamienie, bo to był bodajże żwir i ona taka wystraszona chciała mnie zabrać jak najdalej tej foto budki, żebym nie zniknęła.

𝙎𝙖𝙜𝙞𝙩𝙩𝙖𝙧𝙞𝙪𝙨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz