Rozdział 17

223 15 4
                                    

— Co ty odpierdalasz? Przecież ci zaufałem. Znamy się od tylu lat... — Gardel spojrzał w puste oczy, opętanego Paprockiego i skierował wzrok na lufę, którą miał prosto przy twarzy.

— Chce tego, co mi się należy. Kto cię wkręcił w biznes? Kto ci dał szanse i ogarniał szajs?

Ida nie rozumiała z tego kompletnie niczego, ale mimo to wsłuchiwała się w ich słowa, by choć trochę pojąć dziwną, tajemniczą treść. Jej nogi trzęsły się, jakby były z galarety, Bączek natomiast postanowił działać, tylko jeszcze nie wiedział, jak ma się za to zabrać. Paprocki obserwował całą trójkę z bronią w dłoni i wyglądał na gotowego do strzału:

— Nie rozumiem, o co ci chodzi. O jakie kurwa... Co? — Gardel zmarszczył brwi. Był szczerze zdziwiony, bo nie czuł się dłużnym wobec przyjaciela.

— Dzięki komu jesteś teraz bogaty i dzięki komu jesteś tym, kim jesteś? — Zapytał. — Dzięki mnie. Oddaj mi władzę i wyjedź, to wtedy spłacisz dług. 

— Przyjacielu, przecież mogłeś powiedzieć, mogłeś do mnie przyjść i po prostu kurwa powiedzieć, że chcesz uszczknąć trochę z mojej ciężkiej pracy, ryzyka i odsiadek, bo ci się to kurwa należy... — Rzucił ironicznie. Gardel mając już plan, odłożył swój pistolet na ziemię i powoli z uniesionymi rękami, podnosił się do pozycji stojącej.

— Nie pierdol takich głupot, jaka ciężka praca? Wystarczyło postraszyć kilka osób i stałeś się szefem. Ty nawet kurwa nie wiesz, jak prawdziwi chwytają się władzy. Wszystko dostałeś pod nos.

— I to cię boli... — Gardel zaśmiał się w głos, patrząc na przerażonych przyjaciół. — Boli cię to, że mi się udało, a tobie nie. Poznań był lepszym terenem do zdobycia pierdolnika, bo nikt tu nie rządził. Co innego Warszawa. Tam gangi działają już w chuj czasu i ty się oburzasz, że mając obok siebie tylko mnie i swojego brata niczego nie osiągnąłeś?

— Pierdolnik... — Szydził z pogardą. — Jakbym dostał od kogoś taką pomoc, jak ty dostałeś ode mnie, to dziś sprawy wyglądałyby inaczej.

— Ale nie dostałeś, i o to masz problem?

— Twoja dziewczyna wie o Dagmarze? Pochwaliłeś się, jak ją zapierdoliłeś za to, że zajebała ci kasę?

Ida oderwała wzrok od Paprockiego i spojrzała w oczy zmieszanego Gardela, który nie spodziewał się, że Paprocki wróci do tematu Dagmary. Oderwał wzrok od lufy i spojrzał na nieco zawiedzionego Bączka, jak i rozbitą, przerażoną blondynkę:

— Nie, Paproch. Oboje ją zapierdoliliśmy, a ty mi w tym pomogłeś.

I nastąpiła ta wyczekana chwila ciszy, gdy obaj patrzyli na siebie bez jakiegokolwiek ruchu. Bączek przeczuwał, że coś się zaraz wydarzy, tak samo jak zresztą wściekły Gardel, który nadal zastanawiał się nad relacją Idy i Bączka. Nie minęło pół minuty, nawet nie dziesięć sekund, gdy Gardel szybkim ruchem zgiął rękę napastnika i wyrwał mu pistolet z ręki. Paprocki był dobrym przestępcą, ale Garda jako młodszy uczeń, dzięki jego naukom stał się zdecydowanie szybszy, a i lepiej zorganizowany. W mgnieniu oka na jego miejscu stał już Paprocki, który nie potrafił pogodzić się z tą sytuacją. Próbował coś tłumaczyć, mówić, że to wszystko to pod wpływem emocji i złości, niezadowolenia z życia, ale Gardel nie chciał tego słuchać:

— Bączek? — Wymierzył broń we wroga i nie odrywajac od niego wzroku, dodał — Wyprowadź Idę i jedźcie do mnie. Klucze są w schowku.

— Ale... Poradzisz sobie?

— Już to kończę. Będę jechał za wami. — Oznajmił, po czym kiwnął głową w stronę drzwi.

Bączek wiedział, co się stanie i wiedział, dlaczego Ida nie może tam zostać. Chwycił ją za zimną dłoń i prędko wyciągnął na zewnątrz, niemal targając po stromych, betonowych schodach prowadzących na dół. Ida go uspokajała, prosiła, żeby zwolnił, ale on nie słuchał. Prędko biegł prosto przed siebie w stronę auta Gardy, które stało kilka metrów od wyjścia i nerwowo próbował je otworzyć:

𝙎𝙖𝙜𝙞𝙩𝙩𝙖𝙧𝙞𝙪𝙨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz