Rozdział 9 [cz.2]

321 18 11
                                    


Kontynuacja...

- Jesteś już pijana. - Oznajmił spostrzegawczo równie nietrzeźwy Gardel.

Jakże błyskowyliwy mężczyzna! Krzyknęła w myślach nieco ironicznie.

Po Idzie było widać, że alkohol trzyma ją w najlepsze i nie zamierza puścić. Nieco rumiane policzki i błyszczące oczy próbujące na siłę pozostać szeroko otwarte, to tylko wizualne objawy tego, co działo się w jej głowie:

- Och, naprawdę? Kto by się spodziewał?

- Oj, Ida! - Westchnął, kręcąc głową. - Na pewno nie ja, ale cieszę się, że dziś tu przyjechałaś i ze mną wypiłaś. - Sięgnął po szklankę w połowie zapełnioną błękitnym drinkiem.

- Ja też, ale może przejdźmy do tematu. Chciałeś o czymś rozmawiać?

Gardel starał się grać na zwłokę, aby zatrzymać ją u siebie trochę dłużej i być może, zachęcić do spędzenia wspólnej nocy. Zazwyczaj działo się to bardzo szybko. Wystarczyła dobra gadka, kilka komplementów, dwieście złotych i rajza, lecz w tym przypadku nie chodziło przecież o prostytutkę, która skłonna była oddać się za pieniądze. Łysy najwyraźniej o tym zapomniał, skoro sądził, że zadziała też na kobietę, która nie zajmuje się prostytucją. To był idealny dowód na to, że potrzebował porozmawiać czasem z kimś innym niż tylko przydrożną, zawsze do tego chętną dziwką:

- Chciałem zapytać, czy z tym spotykaniem się mówiłaś poważnie?

Ida podumała sekundę i odparła stanowczo:

- Tak. Mówiłam to zupełnie poważnie. Oczywiście chodziło mi o relację czysto przyjacielską. Nie chcę żebyś źle mnie zrozumiał.

Garda wziął kolejny i ostatni łyk swojego drinka. Skupił myśli na tym, co ma odpowiedzieć, bo sądził, że chodziło jej o próbę stworzenia z nim związku. Nie wspomniała nic o przyjaźni:

- Przyjaciel-przyjaciółka, mówisz? - Podrapał się po brodzie, z nieco rozgoryczoną miną wkurwionego dzieciaka.

- Widzę, jak na mnie patrzysz, Garda. Nie jestem głupia. - Wypaliła nagle bez jakiegokolwiek zachamowania. - Na razie nic z tego nie będzie, choćbyś i nawet stawał na rzęsach.

To wyznanie znacznie pogorszyło jego humor, choć słowo "na razie" dodało powierzchownej nadziei, która tliła ten niedokonca ugaszony płomień:

- Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego jesteś tak oporna.

- Mówiłam już, że muszę wyleczyć się z tego, co działo się w moim życiu. Poza tym, bez obrazy... - Zaczęła, podnosząc się z kanapy. - Widzę, że jesteś dziwkarzem, że ciągle gapisz się na inne kobiety. Oszczędźmy sobie wzajemnego zawodu i pozostańmy przyjaciółmi.

Gardel prawie spadł z fotela.
Ta nieśmiała, wbrew pozorom bezkonfliktowa zołza była bardzo szczera, wręcz aż za bardzo, nawet mimo tego, że nie powiedziała jeszcze wszystkiego, co powiedzieć chciała. Na jej różowe usta cisnęły się tak okropne określenia, że Garda by zdębiał i rozpadł się na kawałki, gdyby usłyszał choć kilka z nich. Oczywisty "dziwkarz" to chyba najsłabsze z tych, które kojarzyły się z nim Idzie. Wolała jednak zatrzymać je dla siebie. Pal licho, że nie wiedział, co naprawdę o nim myślała.

Niedługo potem, o trzeciej nad ranem, gdy mrok owił okolicę, a soczysta mżawka spadająca z nieba sprzyjała zamgleniom, pod dom Gardela podjechała granatowa taksówka. Nieco zawiedziony mężczyzna odprowadził kobietę pod samą bramę i zapłacił taksówkarzowi za dowiezienie jej bezpiecznie pod sam blok. Ida podziękowała za troskę i po prostu odjechała. Bez jakiegokolwiek słowa. Po prostu wsiadła i zniknęła z zasięgu wzroku.

𝙎𝙖𝙜𝙞𝙩𝙩𝙖𝙧𝙞𝙪𝙨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz