Rozdział 13.

229 14 2
                                    

— Grzesiek, ja chcę tylko wiedzieć, co z moim dzieckiem... — Oznajmił nerwowo posiwiały, wysoki mężczyzna w błękitnej, lekarskiej kicie, który przepychał się na korytarzu z innym, nieco młodszym pielęgniarzem.

Gardel podniósł wzrok z podłogi i zwiesił go na obu mężczyznach. Ten starszy był strasznie spięty, a łysy zupełnie rozumiał jego zdenerwowanie. Sam od ponad dwóch godzin siedział w poczekalni pustego oddziału przyjęć, czekając na jakieś wieści od swojej matki. Gdyby nie ona i jej znajomość z ordynatorem już dawno zostałby wypieprzony na zbity pysk, bo od ponad godziny obowiązywała już cisza nocna, a co za tym idzie, zakaz wejścia do szpitala.

— Panie Leszku, niech pan usiądzie na krześle i zaczeka, dobra? Jak coś będą wiedzieć, to na pewno panu powiedzą.

Wysoki chuderlak spojrzał na Gardela, po czym ciężko wzdychając, usiadł na twardym, czarnym krześle naprzeciw niego. Poczekalnia była duża, a zza okna wychodził widok na parking i główną ulicę, którą przejeżdżał korek samochodów. Właśnie tam swój wzrok skupił ten przestraszony człowiek, który nieco bał się rozsadzonego na trzy krzesła Gardela. Na oddziale panowała grobowa cisza, co jeszcze bardziej potęgowało uczucie niezręczności, aż po chwili z korytarza wyszła Baśka Gardel. Rzuciła doktorowi na szybko "dobry wieczór" i podeszła bliżej swojego zmartwionego syna:

— I co? Coś wiadomo? — Zapytał zniecierpliwiony.

— Nie wiem. Pojechali na prześwietlenie ręki i tomografię. Jak do tego doszło? Co się w ogóle stało? — Usiadła obok.

— Sąsiadka ją zepchnęła. Przynajmniej tak mi powiedziała, jak dzwoniła, ale ja wiem, że tak było, bo ta tępa sucz robiła jej awantury nawet przy mnie.

Baśka Gardel się zdumiła, a Leszek Terlecki przysłuchiwał rozmowie. Czyżby chodziło o jego córkę?

— Będzie musiała zostać na obserwacji. — Oznajmiła nagle. — Wiesz, nawet jeśli tomografia nic nie pokaże, to zawsze trzymają dla zasady.

Wtem Terlecki wtrącił się do rozmowy:

— Mówi Pani o Idzie? — Podniósł się z krzesła.

Garda oderwał wzrok od matki, która momentalnie zamilkła, a sam przyjrzał się dokładnie wysokiemu ważniakowi i skojarzył fakty. Siedział naprzeciwko najprawdopodobniej przyszłego teścia, a jej ojca. Jakże mógł nie zauważyć tych identycznych ust i oczu, które patrzyły na nigo z taką samą nadzieją jaką w oczach miewała Ida?

— Tak — odpowiedziała.

— Lech Terlecki. — Wyjął trzęsącą się dłoń. — Ja jestem jej ojcem, a wy? Kim dla niej jesteście?

Gardel zdębiał. Był zadowolony, że poznał jej ojca, ale też zszokowany okolicznościami w jakich do tego doszło. Przemógł się dopiero po chwili. Podał mu wielką dłoń, niemal dwa razy większą od jego i powiedział:

— Jakub Gardel. Jestem jej przyjacielem, a to moja mama. Pracuje tutaj.

Baśka również podała mu swoją ciepłą dłoń:

— Ja jestem pielęgniarką na chirurgii. Pracuję z pana córką.

Zaskoczony nowinami Terlecki nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Kontaktu z własną córką nie utrzymywał od kilku dobrych lat, więc był nie w temacie, co do jej życia. Garda bardzo mu się nie spodobał. Jego wygląd odstraszał, a i sam miał już wyrobione zdanie o ludziach z taką twarzą. Nie chciał z nimi rozmawiać, choć dopytał o sam wypadek. Potem już tylko odszedł i usiadł w ciszy. Tego towarzystwa nie chciał znać. Gardel za to z miłą chęcią rozpoczynal krótkie rozmówki, aczkolwiek bezskutecznie, bo Terlecki naprawdę go zbywał. Wiedział, że się nie polubią i bardzo go to zabolało.

𝙎𝙖𝙜𝙞𝙩𝙩𝙖𝙧𝙞𝙪𝙨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz