seven| naive but nice
Routine keeps me in line Helps me pass the time Concentrate my mind Helps me to sleep
~ 'routine' by steven Wilson
ツ
Mama Harry'ego zadzwoniła do niego w poniedziałek, między drugą a trzecią lekcją, kiedy szedł do kawiarni po coś na rozbudzenie. Wyciągnął swój telefon z kieszeni, przeczytał jej imię na ekranie i natychmiast nacisnął zielony przycisk.
"Hej, kochanie!" powiedziała promiennie. "Jak się ma mój genialny syn?"
Harry uśmiechnął się, zatrzymał się, by rozłożyć się na ławce. Wyciągnął z torby batonik Twix, mówiąc jednocześnie: "Cześć, mamo."
"Jesz Twixa?" - zapytała, gdy rozpakowywał czekoladę. "Nie dzielisz się ze mną."
Harry chichotał wkładając czekoladę do ust, "Możesz wziąć jednego z pudełka na lodówce. Już zostawiłem trochę dla ciebie. A szkoła jest stresująca."
"Ale utrzymujesz swoje oceny, prawda? Uczęszczasz na wszystkie swoje zajęcia, nie obijasz się?"
"Oczywiście," odpowiedział natychmiast Harry.
Jakby mógł się obijać. Gdyby się obijał, straciłby stypendium, a oni nie mieli dużo pieniędzy, jego rodzina. Właściwie, to on jako pierwszy poszedł na uniwersytet, czy koledż. Do diabła, nie licząc Gemmy, był pierwszym, który ukończył szkołę średnią. Nie mógł sobie pozwolić na to, żeby nie zapieprzać, nie mógł sobie pozwolić na luz, na opuszczanie zajęć czy zaległości w pracy. Jeśli straciłby stypendium, straciłby swoją przyszłość. Nie tylko tę daleką, ale i najbliższą. Straciłby swoje miesięczne fundusze, straciłby swój pokój w akademiku. Byłby tak, tak sobą rozczarowany.
Oczekiwali od niego, że będzie się rozwijał z najlepszą możliwą karierą. To jego życie, mimo wszystko.
Ale wszyscy byliby nim tak rozczarowani. Pamiętał, jak został przyjęty na studia, jak wszyscy byli z niego dumni, jak jego mama płakała, a ojczym poklepał go po ramieniu i powiedział: "Zawsze wiedziałem, że ci się uda." Pamiętał, jak jego rodzice urządzili wielkie przyjęcie, zaprosili wszystkich najbliższych przyjaciół, żeby się nim pochwalić, jak oszczędzali miesiącami, żeby kupić mu laptopa i inne przybory.
Zawiódłby się też na sobie. I wszystko poszłoby na marne. Ostatnie cztery lata pchania się do wyczerpania, rezygnacji z tych lat w liceum, gdzie miał być nastolatkiem, gdzie miał chodzić na imprezy, spędzać czas z przyjaciółmi i opuszczać lekcje, by palić trawkę pod trybunami. Lata, które zamiast tego spędził na odrabianiu prac domowych, robieniu rzeczy pozaszkolnych, bo dobrze wyglądały w podaniach. Przez lata omijały go szkolne potańcówki i ta jedna impreza, na którą został zaproszony.
Nie, żeby nie miał kilku przyjaciół, ale oni byli tacy jak Harry. Ciężko pracowali i byli zbyt zajęci planowaniem przyszłości, by żyć chwilą obecną. Więc chociaż nie siedział sam na lunchu, chociaż miał z kim pracować nad projektami w ramach zajęć, z kim narzekać na inne dzieciaki, nie miał z kim spędzać czasu po szkole. Nie miał kogoś, kto dzwoniłby do niego w środku nocy, żeby porozmawiać o kłócących się rodzicach albo o tym, że jego dziewczyna z nim zerwała.
Z wyjątkiem Jace'a. Ale tak naprawdę Harry nie lubił myśleć o Jace'ie zbyt często. Kiedy skończył studia, opuścił dom, opuścił też tę część siebie. Tak jest łatwiej.
"To dobrze, a następnie," powiedziała jego matka, jej głos stał się grubszy. "Jestem z ciebie bardzo dumna. Wiesz o tym, tak? Wszyscy jesteśmy tak, tak dumni z ciebie."
CZYTASZ
Not Again? || l.s PL
FanfictionKOREKTA 5/28 Harry zbliża się do Louisa, chwytając go za biodra. Chciałby móc spalić Louisa opuszkami palców tak, jak Louis pali go swoim istnieniem. "Nie znowu," powtarza Harry, podnosząc koszulę Louisa. Ramiona Louisa podnoszą się, gdy Harry zdej...