4. Sztorm.

654 41 6
                                    


Siedziałam wśród sterty makulatury rozrzuconej na łóżku i laptopem do towarzystwa. Nie wiem, czy ten kretyn kiedykolwiek próbował znaleźć informacje na temat prowadzenia jakiejkolwiek dokumentacji tyczącej się urzędów państwowych. Wątpiłam w to szczerze. Zawiłości tego gówna powodowały ból głowy. Złapałam w ręce poduszkę, zasłaniając nią twarz i krzycząc przeciągle w materiał.

Nie, wcale mi nie ulżyło.

Wypuściłam ze świstem powietrze z ust, pochylając się nad laptopem i śledząc kolejne linijki tekstu, który brzmiał co najmniej jak modły do samego szatana. Czy ja w ogóle jako zwykła osoba z ulicy mogłam mieć dostęp do tego typu informacji? Czy mogłam je powielać na swój komputer, a potem pójść wydrukować do pierwszego lepszego punktu ksero? Czy to nie naruszało tajemnicy zawodowej czy innego przepisu o poufności dokumentów?

Cóż, to chyba nie był w tym momencie mój problem.

Wychyliłam się z łóżka, sięgając po telefon leżący na podłodze. Gdy uniosłam urządzenie na wysokość twarzy, odblokowałam ekran krótkim kodem, krzywiąc się na widok godziny, którą wskazywał wyświetlacz. Musiałam zacząć się zbierać, jeżeli miałam zamiar wyrobić się dzisiaj ze wszystkimi rzeczami, które miałam w planach.

Z rana odpuściłam kilka wykładów na uczelni, wyszłam z założenia, że obecność na zajęciach organizacyjnych była głupotą i marnowaniem czasu. Na drugim roku raczej nie dowiem się niczego więcej niż dowiedziałam się na pierwszym, więc postanowiłam to olać. Inaczej sprawy się miały z ćwiczeniami i laboratoriami, dlatego w akompaniamencie strzelania kości i z męczeńskim spadnięciem uniosłam się do pionu.

Jednak zanim udam się na uczelnie, wczorajszego dnia umówiłam się na wizytę w klinice na prywatne badania ginekologiczne i pakiet badań na choroby weneryczne, w tym najbardziej istotnym dla mnie było badanie na hiv. To nie tak, że prowadziłam rozwiązły tryb życia, czy miałam ryzykowne przygody seksualne, chociaż biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia z Aleksandrem, nie mogłam mieć pewności, że on nie miał ryzykownych przygód i był ze mną szczery tak jak ja z nim. A to ze Starskim w ostatnim czasie głównie sypiałam. Zawsze pilnowałam, aby mężczyzna zakładał prezerwatywę. Jednak nic nie daje stuprocentowej ochrony, a dla spokój własnej głowy, wolałam wykonać badania i ewentualnie wiedzieć, zanim sama nieświadomie kogoś zarażę jakimś gównem. Wykonanie tego typu badań nie było wstydem, wstyd to kraść, chociaż też nie do końca mogłam się z tym zgodzić, bo ja nawet w tej kwestii nie odczuwałam wstydu. Moje poczucie moralności musiało leżeć w jakimś głębokim rowie i dobrze się bawić.

Ciągnąc za sobą leniwie nogi, podeszłam do lustra, przysuwając do niego i palcami dotykając skóry na szyi. Skrzywiłam się, czując pieczenie pod opuszkami. Musiałam dziś użyć wszystkich możliwych odcieni korektorów, aby zakryć te tęcze malującą się na mojej krtani. Niestety nie do końca zakryło to ślady, jednak gdy nikt nie będzie się specjalnie przyglądał, to nic nie zauważy. Zresztą, kto normalny gapi się i ogląda szyję obcego człowieka? Na golf była dziś zbyt wysoka temperatura, to dopiero wyglądało by podejrzanie.


***


Byłam zmęczona. Kolejna nieprzespana noc odbijała się na moim samopoczuciu, a myśli chaotycznie goniły po głowie. Starałam się odciąć od wydarzeń ostatnich dni, mleko się rozlało i żadnym wypadku nie mogłam już temu zapobiec. Układ z policją był jak kolejna nagana od komendanta i aktualnie to był mój najmniejszy problem. Jednak sytuacja z Aleksandrem ciągle gryzła mnie w tyłek. Czułam ucisk w klatce piersiowej na samo wspomnienie blondyna. Tyle lat przekreślone w jednej chwili. Zastanawiałam się, czy też tak czuł. Czy żałował.

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz