27. Mamo.

359 32 6
                                    


Marcel

*kilka miesięcy wcześniej*


"1. Układ"


– Stary znów odpierdala – westchnąłem cierpiętniczo, siadając na własnym biurku. Franek odchylił się na krześle i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, ostentacyjnie żując gumę.

– Co tym razem?

– Przyprowadzi jakąś małolatę, która ma pomóc ze Starskim.

– Serio? – parsknął, mrugając niedowierzająco powiekami – jeszcze nam dupy Starskiego do szczęścia brakuje.

Wzniósł oczy do sufitu, szukając w nim ratunku na tę błazenadę, na którą wpadł komendant.

Starski był wyrachowany, zawsze wiedział gdzie i kogo podstawić, aby samemu wyjść na tym jak najlepiej. Nikt nigdy nie był w stanie złapać go za rękę, każdy wiedział, że to on za czymś stał, nikt nie potrafił tego udowodnić.

Istny wrzód na dupie.

Może i byliśmy zdesperowani, nawet bardzo, bo agenci dla których Aleksander stał się kluczową personą w rozbiciu gangu narkotykowego, siedzieli nam na dupie i pospieszali nasze działania, ale to nie oznaczało, że zaangażowanie w to cywila, w dodatku jakieś niestabilnej trzpiotki, którą Starski obracał, to dobry pomysł.

– Powiedział, że to nasza ostatnia szansa, jak to spierdolimy to nas wyjebie na zbity pysk – odetchnąłem, krzywiąc się nieznacznie.

Franek uderzył się otwartą dłonią w czoło.

– I co my jej powiemy, "hej lala, sprzedaj nam swojego lovelasa"? Myślisz, że na to pójdzie? – mruknął prześmiewczo – albo nie, czekaj, lepiej. – Pstryknął palcami wpadając na genialny, jego zdaniem, pomysł. Pochylił się w ekscytacji do przodu i oparł łokcie na kolanach. – Rozkochasz ją w sobie, jak w tych wszystkich babskich filmach, laski na to lecą, a potem w kulminacyjnym momencie, wszystko wyjdzie na jaw, ona sprzeda nas Starskiemu, staniemy do walki dobra ze złem i wiadomo, że prawdziwa miłość zwycięży wszystko!

Klasnął dłońmi z entuzjazmem i opadł na oparcie, unosząc sugestywnie brew w górę.

Miałem ochotę uderzyć z rozpędu w ścianę. Ten człowiek nadwyrężał moje nerwy.

– Spędzasz zdecydowanie za dużo czasu w towarzystwie własnej siostry – odetchnąłem ciężko, ze zmęczenia przecierając twarz. Nie miałem pomysłu jak to rozegrać. Nie chciałem jej. Nie chciałem nikogo. Potrzebowałem jedynie na kilka chwil zniknąć na jakimś pustkowiu i pomyśleć, po prostu pomyśleć nad tym, co dalej. Pod presją człowiek popełnia najgłupsze błędy.

Podrapałem się po brodzie, a na wargi Franka wkradł się chytry uśmieszek nie wróżący żadnej elokwentnej wypowiedzi, która aż gryzła go w język.

– Fajna chociaż?

– Ja pierdole, wyhamuj tego konia.


***


"3. Sprawię byś zniknęła skąd szybciej niż się pojawiłaś."


– Przyprowadziłeś mi cholernego dzieciaka, ile ona w ogóle ma lat?!

Złapałem starego na korytarzu, jak zmierzał do swojego gabinetu. To, co odjebał to komedio-dramat i nie wiedziałem, dlaczego miał zamiar uskuteczniać to na swoim podwórku. Kopał grób sobie, mi i całej naszej karierze. Ta laska nie nadawała się do niczego. Istny obraz nędzy i rozpaczy. Nie ukrywałem, po prześledzeniu jej bujnego życia przepełnionego kradzieżami, włamaniami, handlem narkotykami i tym podobnymi rzeczami, przez moment, zaledwie chwilkę rozpaliła się we mnie iskra nadziei. Jeżeli miała takie doświadczenie, może faktycznie mogła się do czegoś przydać.

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz