6. Ograniczenia lub pozbawienia.

617 39 2
                                    

Gdyby ktoś mnie zapytał jak się czułam, nie umiałabym znaleźć odpowiednich słów, aby opisać swój stan. Byłam zdecydowanie przytłoczona, ale to i tak nie oddawało nawet w niewielkim stopniu mojego samopoczucia. W głowie miałam chaos, jedna myśl goniła drugą, a potem trzecia goniła poprzednie, żadna chociaż na moment nie zaprzestając szaleńczego pędu. Szumiało mi od tego w uszach. Chciałam zrozumieć to, co wydarzyło się felernego wieczoru w czwartek. Ale nie potrafiłam. Nie mogłam zrozumieć dlaczego w tamtym momencie dałam się tak bardzo ponieść emocjom, dlaczego to strach zaczął grać pierwsze skrzypce. Gdzie podziała się zimna kalkulacja? Gdzie zdroworozsądkowy osąd?

Przerażało mnie to, że pozwoliłam emocjom zapanować nad ciałem.

Chciałam za wszystko winić Marcela, ale dobrze wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić. Miał rację. To był mój pomysł, nawet jeżeli mnie do tego podpuścił to ja wpadłam na tę genialną inscenizację, zrobiłam to z własnej, nieprzymuszonej woli. Zażalenia i pretensje mogłam składać do własnego odbicia w lustrze. I choć po tym wszystkim sprawa z Aleksandrem wydawała mi się dziecinnie błaha i nieistotna, to po wieczornej kąpieli, gdy liczyłam na odrobinę wyciszenia i odpoczynku, przed oczami stawała mi twarz Starskiego. Jego obrzydliwe spojrzenie przewiercało na wylot moją duszę, która w tamtym momencie tęskniła do jego bursztynowych tęczówek i ciepłych ramion. Dopiero nocami wszystko nabierało dziwnej ciężkości, coś co w blasku dnia wydawało się tak nieznaczące, w świetle księżyca budziło ukryte demony.

A ja tylko chciałam żeby ktoś ściągnął ten przytłaczający ciężar z moich ramion i klatki piersiowej, abym ponownie mogła wziąć chociaż jeden, pełny oddech.

Smętnie ciągnęłam jedną nogę za drugą, powodując przeszywający uszy dźwięk, gdy podeszwa butów zetknęła się w płytkami. Nie miałam sił unosić stóp wyżej. I choć starałam się, to nie potrafiłam skupić się na rozmowie z Melanią, która od kilkunastu minut prowadziła zawzięty monolog, nawet nie zauważając, że moją jedyną reakcją są ciche potakiwania.

Blondynka jednym pchnięciem otworzyła drzwi wyjściowe, by po chwili znaleźć się na dziedzińcu instytutu. Ciepłe promienie słońca zaczęły podszczypywać policzki.

Poczułam szturchnięcie w ramię na co zdezorientowana zaczęłam rozglądać się dookoła. Mel pokręciła głową z politowaniem, niemo wskazując na plakat znajdujący się na drzwiach.

Parsknęłam śmiechem.

"NARKOTYKOM MÓWIMY NIE - edukacyjne spotkanie dla studentów"

– Zaśmiane, nie? – pogodny, rozbawiony głos przyjemnie rozpłynął się w moich uszach. Przeniosłam tęczówki na blondynkę, która ostentacyjne żuła gumę. – Nie wiem, czy to wszechświat śmieje się nam w twarz, czy my jemu – wzruszyła ramionami i skierowała się w stronę wyjścia z kampusu, energicznie przebierając nogami. Westchnęłam ciężko, próbując zrównać z nią kroku. Zdecydowanie powinnam jej zasugerować, że trzy kawy z automatu to przesada, może teraz nie szła by tak szaleńczym tempem nad których chyba powoli zaczynałam nie nadążać.

– W ogóle w związku z tym, że nie było cię na zajęciach organizacyjnych – odwróciła się w tył spoglądając na mnie wymownie. Na ten ruch jej włosy zafalowały na wietrze iskrząc się w promieniach słońca. Wyglądała tak niewinnie. – Nasza dyrektora instytutu powiedziała, że za obecność na tym spotkaniu – kiwnęła głową w stronę plakatu, który zostawiłyśmy za sobą – dostaniemy dodatkowe punkty na egzaminie semestralnym z jej wykładów.

– Co za prymitywny sposób na ściągnięcie publiczności – obruszyłam się zdegustowana próbą przekupstwa kobiety, która z racji swojej pozycji powinna raczej wstrzymywać się od tego typu propozycji. W końcu oceny otrzymujemy w teorii za wiedzę, a nie obecność w jakiś śmiesznych umoralniających spotkaniach.

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz