13. Czy ja ci kiedyś już nie mówiłam, abyś nie zgrywał bohatera?

607 46 14
                                    

Starsza, siwa kobieta spoglądała na mnie tęczówkami pełnymi troski, lecz przebijała się przez nie również pewna doza zaniepokojenia. Wyglądała... wyglądała tak żywo, tak realnie.

A może to ja byłam już wystarczająco martwa?

Zmęczone serce w klatce piersiowej skurczyło się boleśnie.

Cichy, udręczony jęk wyrwał się w krtani, gdy uniosłam wiotką rękę w stronę staruszki. Ostatkami sił próbowałam ją dotknąć, złapać, choć jeden, marny raz. Ciemne jak najgłębsza noc oczy z zainteresowaniem obserwowały moją desperacką walkę z własnym ciałem. Metaliczny zapach krwi kręcił się w nozdrzach, ciecz leniwie spływała po spierzchniętych wargach, kapiąc na wilgotny beton.

Jeżeli przyszła po mnie, jeżeli miała mnie zabrać, chciałam tego. Tak bardzo nie miałam już sił. Czas w tych czterech, stęchłych ścianach stanął. Mogłam być tu miesiąc, albo kilka godzin. Nie wiedziałam. Nie miało to znaczenia. Łapanie każdego miligrama tlenu bolało, płuca piekły nieznośnie, a gardło wyschło doszczętnie.

Była tak blisko, że czułam jej zapach. Wanilia z cynamonem wirowała w powietrzu, przypominając o bułeczkach, które razem piekłyśmy. O ciepłych, pomarszczonych dłoniach, które pozwalały mi wygrywać rozdanie w kartach. O spokojnym głosie, który opowiadał mi bajki na dobranoc, gdy burza rozpościerała nad nami swoje ramiona.

Uśmiech jaki rysował się na jej pięknie wymalowanych malinową pomadką wargach, rozlewał się ciepłymi falami po mojej klatce. Uwielbiałam sposób w jaki jej kąciki unosiły się do góry. Była piękną, niezwykle uroczą kobietą. Najkochańszą. Tak bardzo chciałam się znaleźć teraz między jej prawym a lewym ramieniem. Wtulić w ulubioną koszulkę, wdychać ten słodki, wręcz mdlący zapach wanilii.

Fala nagłego bólu spłynęła po kręgosłupie, a kobieta rozpłynęła się w odmętach ciemności. Przeraźliwy pisk echem odbijał się od ścian. Ktoś szarpnął moimi rękoma, a chrzęst kości wykręcił trzewia. Ponownie zawisłam przywiązana do sufitu. Odrętwienie falami przetoczyło się po ciele. Wstrząsnął mną nieprzyjemny dreszcz, wykrzywiając ciało w nienaturalnej pozycji. Zaczynałam dusić się własnym oddechem. Coś zacisnęło się na moim gardle, całkowicie odcinając dostęp powietrza. Spazmatycznie wiłam się pod siłą tego ucisku.

Skończmy to, błagałam w myślach.


***


– Kurwa – chrapliwy, stłumiony głos echem dźwięczał wśród ścian pomieszczenia. Odnosiłam wrażenie, jakby ktoś wbijał mi z premedytacją miliony igiełek w sam środek mózgu. Powieki były tak ciężkie, że nie byłam w stanie ich unieść.

Ale ten głos... ten głos brzmiał znajomo.

Nagły szmer, stukot wybijany przez ciężkie podeszwy butów, przekleństwa wirujące w powietrzu. Coś szorstkiego, roztrzęsionego owinęło się przerażająco delikatnie wokół mojej talii. Tląca się adrenalina w żyłach nieznacznie pobudziła wiotkie mięśnie. Próbowałam wyszarpać się z uścisku, a umęczone sapnięcia uciekały przez rozchylone wargi. Każdy ruch palił wycieńczone ścięgna. Niespodziewanie ręce bezwiednie opadły mi wzdłuż tułowia, bujając się w przód i tył, a ja nie byłam w stanie ich powstrzymać. Zdziwienie przetoczyło się prądem po kręgosłupie, zmusiłam się do uniesienia choć minimalnie powiek, gdy obręcz z czyjejś ręki zacisnęła się mocniej na moim ciele.

Głębia spojrzenia szafirowych tęczówek zawirowała mi przed twarzą.

Był tu, czy to ja ponownie tkwiłam na granicy, przesycając się zjawami, którymi karmił mnie własny mózg, próbując utrzymać skrawki świadomości na powierzchni obłędu, w którym zaczynałam się topić?

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz