2. Postawiłeś na niewłaściwą kartę, Aleksandrze.

776 44 3
                                    


Znowu to czułam. Złość. Wściekłość, która wypalała moje żyły, krążąc po organizmie jak trucizna.

Musiałam zweryfikować swoje przypuszczenia, w głębi serca, najbardziej naiwnego organu w ciele, tliła się nikła nadzieja, że Aleksander nieświadomie wpuścił mnie wprost w paszczę lwa. Chciałam się łudzić, że to było nieświadome, przecież nie mógł mi tego zrobić po raz kolejny.

Zdrowy rozsądek śmiał się prosto w moją twarz, wyzywając od naiwnych idiotek.

Prychnęłam pod nosem, zamaszyście otwierając drzwi od zaplecza.

– Widziałaś Aleksandra? – rzuciłam rozjuszona, omiatając wzrokiem całe pomieszczenie, polując na blondwłosą głowę, którą miałam ochotę odrąbać od reszty ciała.

Drobna brunetka podniosła na mnie zdenerwowany wzrok, starając się nie patrzeć mi w oczy.

Ściągnęłam podejrzliwie brwi.

– Jest w gabinecie szefa – mruknęła niepewnie przyciszonym głosem, nerwowym ruchem wykrzywiając palce u dłoni. Niczego więcej nie potrzebowałam. Odwróciłam się na pięcie, kierując w odpowiednią stronę. – Ale..! – zdążyła jeszcze krzyknąć za mną, na co machnęłam tylko ręką, nie mając ochoty niczego więcej słyszeć. Jej ale nie miało już znaczenia. Nawet jeżeli trafił do szefa na dywanik, miałam zamiar zrobić scenę jak z tureckiej telenoweli.

Nie pukałam, złapałam pewnym ruchem za klamkę, słysząc w głowie jedynie szum spowodowany zdecydowanie zbyt wysokim ciśnieniem, zagłuszający nagły huk, który wydało moje ostre szarpnięcie za drzwi. Skronie tętniły niebezpiecznie, a nerwowy wzrok szybko omiótł prawie puste pomieszczenie.

Prawie było słowem klucz.

Wtedy to zobaczyłam. Jego jedna dłoń schowana pod sukienką dziewczyny, druga ujmująca w stanowczym chwycie kark. Wargi, które z natarczywością napierały na jej usta. Ciche pomruki wypełniające pomieszczenie.

Jak w zwolnionym tempie zamrugałam powiekami, nie odwracając wzroku. A powinnam. Czułam się jakby ktoś z całą siłą zacisnął swoje szpony na moim gardle. Nie byłam w stanie przełknąć nawet śliny, a świszczący oddech ugrzązł gdzieś w płucach. Cała krew odpłynęła z mojej twarzy, nogi zwiotczały. Oparłam się ramieniem o framugę drzwi, wbijając puste spojrzenie w odgrywaną scenę. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, próbując ukryć ich niekontrolowane drżenie.

Gdy z opóźnieniem dotarł do nich huk, odskoczyli od siebie. Zdezorientowany, zamglony wzrok bursztynowych tęczówek odnalazł moją osobę. Zacisnęłam dłonie w pięści na własnej koszulce, mnąc ją z całą siłą, jaka pozostała w moim ciele. Odchrząknął, poprawiając jedną ręką zmierzwione włosy, a drugą wkładając do kieszeni spodni.

Wyglądał jak zwykle, czyli jak zwykle dobrze. Ciemne jeansy i czarna koszula opinająca szerokie barki z podkasanymi do łokci rękawami, odsłaniającymi kilka niewyraźnych tatuaży, których kształtu i znaczenia uczyłam się nie raz.

Nie odrywałam od niego spojrzenia nawet na ułamek sekundy. Wykonał dwa kroki w moją stronę i przystanął, a na jego usta spłynął ten pełen pogardy, obrzydliwy uśmiech.

Odbiłam się od futryny i ruszyłam w kierunku mężczyzny, celując palcem w jego klatkę piersiową.

– Co ty odpierdalasz – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, wbijając pełne żalu spojrzenie w jego znudzoną twarz.

– Rozalia, nie spodziewałem się tu ciebie – odparł z teatralną radością w głosie, powodując, że żołądek zacisnął mi się w supeł.

– Ty sobie jaja robisz? – warknęłam, wpatrując się w zblazowanego blondyna – co to – wskazałam chaotycznym ruchem najpierw na niego, a później na wyraźnie zdezorientowaną brunetkę, która od momentu jak przyszłam, nie ruszyła się nawet o milimetr – ma znaczyć?

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz