8. Kłopoty.

610 40 6
                                    


Udało mi się wyciągnąć informację od Melanii, nie wzbudzając w niej jakichkolwiek podejrzeń. Czułam się z tym fatalnie. Myśli, że źle postępowałam kotłowały się w mojej głowie. Ona mi ufała, a ja wykorzystałam to zaufanie w perfidny sposób. Czy można być większym hipokrytą ode mnie? Ubolewałam nad tym, ze Aleksander na każdym kroku mnie wykorzystywał, po czym sama zrobiłam tak samo paskudną rzecz. Byłam obrzydliwa.

Jedyna rzecz, która na ułamek sekundy ściągnęła ciężar z mojego serca, była informacja z kliniki, że moje wyniki są już do odebrania. W drżące dłonie złapałam kilka kartek, nerwowo wodząc tęczówki po zadrukowanym tekście. Wszystko było w porządku. Żadnych chorób, żadnych zarażeń.

Dzisiaj ponownie udałam się na komendę, pisałam konspekt ze spotkania, nie zamieniając z kręconowłosym ani słowa. Nie chciałam mu mówić tego, czego się dowiedziałam, a już na pewno nie chciałam poruszać tego tematu na sali pełnej funkcjonariuszy. Musiałam mieć stuprocentową, a nawet dwustu procentową pewność, że ta dostawa faktycznie ma miejsce, że będą tam odpowiedni ludzie i będzie tam Aleksander. Nie zniosłabym upokorzenia, kiedy poinformowałabym go o wszystkim, a to okazałoby się fałszywym tropem. Nie mogłam sobie na to pozwolić.

Dzisiejsza noc była chłodna, podmuchy wiatru wzmagały niekontrolowane dreszcze przechodzące przez mój kręgosłup. Stałam schowana pomiędzy dwa rzędy kontenerów przy terenie z opuszczoną fabryką. Czy można znaleźć bardziej charakterystyczne miejsce na centrum logistyczne dla przewozu narkotyków?

Wątpiłam.

To był chyba odpowiedni moment, aby zadzwonić po Marcela. Zaledwie kawałek dalej faktycznie zgromadziły się ciężarówki, mężczyźni i cały ten szajs z półświatka narkotykowego. Drżącą z zimna dłonią wyciągnęłam z kieszeni bluzy telefon, uprzednio zasłaniając ekran i ściemniłam go najmocniej jak tylko mogłam. Zgrabnym ruchem, przesuwając opuszkami palców po wyświetlaczu, odnalazłam właściwy numer. Przyłożyłam urządzenie do ucha, wsłuchując się w sygnał oznaczający oczekiwanie na odebranie przez drugą stronę. Nie śpieszył się, jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że był po prostu środek nocy, a on mógł najzwyczajniej w świecie spać. Jednak niektóre sytuacje wymagały poświęceń.

Odebrał dopiero, gdy wybrałam jego numer po raz trzeci. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie specjalnie ignorował moje połączenia.

– Jest, kurwa, środek nocy – ochrypły, zaspany tembr rozbrzmiał w słuchawce. Naparłam zębami na dolną wargę. Chyba pierwszy raz brzmiał tak spokojnie i niewinnie.

– No co ty nie powiesz – parsknęłam rozbawiona, przeskakując z nogi na nogę, aby się trochę rozgrzać.

– Jeżeli zostałaś zatrzymana, albo aresztowana i liczysz, że ci pomogę, to zapomnij – wymruczał cicho, chyba nadal nie był do końca rozbudzony. Usłyszałam nieznaczny szelest pościeli w słuchawce i niewyraźne, udręczone westchnienie.

– Posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzać – starałam się wypowiadać każde słowo na tyle wyraźnie i głośno, na ile pozwalała mi sytuacja, a także drżąca z zimna warga – podeśle ci swoją lokalizację, masz maksymalnie pół godziny, a najlepiej piętnaście minut, aby się tu znaleźć – tłumaczyłam spokojnie, próbując wychwycić w telefonie jakikolwiek dźwięk, który upewnił by mnie, że Marcel nie usnął w trakcie rozmowy. Słyszałam tylko niezadowolone pomruki, co uznałam za dobry znak. – Oczywiście będziesz musiał złamać wszystkie znane przepisy ruchu drogowego, aby zdążyć. Jesteś gotowy na takie poświęcenie, panie policjancie? – rzuciłam wyzywająco.

– O czym ty dzieciaku mówisz? – bąknął zdezorientowany.

Dzieciaku?

– Samochód zostaw po drugiej stronie na leśnej dróżce, to mało znana trasa. Kieruj się ścieżką, ledwo widoczną, ale jest tam. Nie świeć niczym, najlepiej nawet nie oddychaj – poinstruowałam dokładnie, próbując sobie przypomnieć, czy nie zapomniałam o czymś istotnym. – Stoję pomiędzy dwoma rzędami kontenerów Maersk.

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz