22. Kiedy walczysz z potworami, pamiętaj, aby nie stać się jednym z nich.

313 33 2
                                    


Nie byłam w stanie spać. Myśli kotłowały się w mojej głowie, rozbijając boleśnie w każdym jej zakamarku. Analizowałam wszystko od początku do końca, od końca do początku. I już nie chodziło o Marcela, tę sprawę uważałam za zakończoną. Spokoju nie dawała mi Melania. Może powinnam być mądrzejsza, może powinnam zadzwonić i to wyjaśnić, porozmawiać jak dorosły człowiek, ale dlaczego miałabym? Czemu musiałam być tą, która zachowa się rozsądniej, odpowiedniej? Nie chciałam. Chciałam jej wygarnąć, wykrzyczeć wszystko, co boleśnie kłuło mnie w serce. I choć dobrze zdawałam sobie sprawę, kto tak naprawdę za tym wszystkim stał, komu zależało na tym bałaganie, to czemu to miało być jakąkolwiek taryfą ulgową? Czemu to ja miałam rozumieć? Czemu to ja miałam stawiać się w sytuacji kogoś innego?

Od nadmiaru pytań, na które nie będę miała szansy otrzymać odpowiedzi, rozbolała mnie głowa. Potarłam czoło, próbując pozbyć się tego ucisku. Zaraz rozpoczynały się zajęcia, musiałam być skupiona, a na karku czułam już powiew zbliżającej się sesji.

Zauważyłam Melanię na korytarzu, stała oparta ramieniem o ścianę, wystukując coś na swoim smartfonie. Złość zagotowała krew w moich żyłach, rozdrażnienie rozsadzało tętnice, a puls niepokojąco skoczył w górę.

W kilku krokach znalazłam się przy niej. Z zaskoczenia złapałam ją za ręce. Szarpnęłam drobnym ciałem i wbiłam boleśnie w ścianę. Telefon z łoskotem opadł na posadzkę. Blondynka uniosła na mnie zdezorientowany wzrok, jednak po kilku sekundach jej wargi wykrzywił cyniczny uśmieszek.

– No w końcu – parsknęła prześmiewczo. – Jak to jest być policyjną kurwą? – syknęła jadowicie, obdarzając mnie pełnym obrzydzenia i rozczarowania spojrzeniem.

Rozszerzyłam oczy w zdumieniu.

– Co?

– Och, nie udawaj idiotki, Rozalia – mruknęła z przekąsem i przechyliła głowę w bok. – Myślałaś, że się nie dowiem, że pieprzysz się z policjantem i donosisz mu na nas?

Moja brew wystrzeliła zdziwiona w górę. Co za nonsens!

– Pieprzy to się tobie w głowie – prychnęłam, wykrzywiając usta w szatańskim grymasie. Z chorą satysfakcją dociskałam jej szczupłe ramiona do ściany. Chciałam sprawić jej ból. – Co ty odpieprzasz, kobieto, chcesz trafić za kratki? Co to w ogóle za szopka była?

– Ja? – zaśmiała się, a ten dźwięk niósł się jak złowrogie echo wśród ścian uczelni. – Martw się o siebie, Antosiewicz. Z nas dwóch to ty masz zdecydowanie barwniejsze występki i z tego, co mi wiadomo, pożar w pracy to też twoja wina, więc nie wiem, o czym do mnie mówisz. – Niewinny uśmieszek rozświetlił jej wargi. Zatrzepotała rzęsami, a mną wstrząsnęło ze złości. Robiła to specjalnie, wiedziałam o tym. – Kiedy walczysz z potworami, pamiętaj, aby nie stać się jednym z nich.

– Spójrz w lustro. – Zbliżyłam się do niej, wpatrując intensywnie w tęczówki, w których zamigotał ledwo zauważalnie strach. Po kręgosłupie spłynął mi nieprzyzwoity entuzjazm. To było tak niewłaściwe, ale jednocześnie tak bardzo satysfakcjonujące. – Jak tam Markus? Powiedziałaś mu, czym się zajmujesz? Lepiej innym wyrzucać jak mają postępować, niż samemu postąpić właściwie, co?

Przechyliłam nieznacznie głowę w bok, nawet na moment nie spuszczając z niej wzroku. Melania przełknęła nerwowo ślinę, chociaż starała się to ukryć.

– Nie mieszaj go w to! To nie ma nic tutaj do rzeczy.

Zaczęła wiercić się na boki, próbując wyswobodzić z uścisku. Na marne. Moje palce przy każdym ruchu wpijały się mocniej w jej ciało, najprawdopodobniej już w tym momencie miała odbite półksiężyce wymalowane przez nacisk paznokci. Oddech mi przyspieszył i spłycił, serce dudniło w klatce. Będzie miała siniaki, na pewno będzie je miała.

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz