11. Pobawmy się w chowanego.

667 46 1
                                    


Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tego robić. Mój głos rozsądku desperacko uderzał pięściami w ściany podświadomości, próbując przywołać organizm do porządku, jednak w tym momencie to serce kierowało nogami, ciałem i wszystkim, co się działo. Jakbym zawisła w próżni, niezdolna do racjonalnych czynów, a poddająca się jedynie czemuś, co nigdy nie powinno się wydarzyć.

Czy można żywić pozytywne uczucia do osoby, która nas skrzywdziła, czy to już przykre uzależnienie od wspomnień tego, co było dobre między nami?

Rozejrzałam się niepewnie po korytarzu, przełykając dławiącą gulę w gardle. Był środek nocy, godziny odwiedzin dawno się skończyły, a niezauważalne przemykanie obok pielęgniarek było jak pieprzona gra w szachy.

Mój ruch, jej ruch.

Przecież włamania nie były mi obce, co za różnica, czy to sklep jubilerski, czy szpital.

Stanęłam przy odpowiednich drzwiach, o których wspominała Melania. Zaczerpnęłam nerwowy wdech, łapiąc za klamkę i bezdźwięcznie schowałam się za nimi. Ze zdławionym w płucach powietrzem, przemknęłam w ciemnym pomieszczeniu do ostatniego łóżka, powoli mijając śpiących pacjentów.

Oddychałam płytko, czując jak mój żołądek skręca się w ciasny supeł, a żółć podjeżdża pod gardło. Leżał w białej pościeli. Wyglądał tak niewinnie. Jego twarz okalały okropne rany, od rozciętych łuków brwiowych, po podbite oko i uszkodzone wargi. Głowę miał owiniętą bandażem, tak samo jak ręce. Zrobiło mi się słabo, cała sala zawirowała. Zacisnęłam na moment powieki, starając się uspokoić. Serce w klatce piersiowej desperacko obijało się o żebra.

Rozchyliłam oczy i wykonałam kilka niewielkich kroków, aby podejść bliżej łóżka blondynka. Starałam się nie wydawać nawet najcichszych szmerów. Nie mógł dowiedzieć się, że tu byłam.

Pochyliłam się nad nim. Opuszkami palców przemknęłam po plastrach i bandażach, na co zapiekły mnie niepokojąco oczy, a kolana trzęsły się w nerwów.

– I dokąd nas to zaprowadziło – poruszyłam niemo wargami, ledwo wydając z siebie jakikolwiek podmuch powietrza.

Wpatrywałam się w jego biedną, okaleczoną twarz, a palce wsunęłam w chłodną dłoń. Po moim kręgosłupie przetoczył się nieprzyjemny dreszcz.

Musiałam z tym skończyć. Musiałam za wszelką cenę zakończyć układ z policją, może jeszcze nie było dla mnie za późno na odkupienie win. Może miałam jeszcze szansę na nowy początek i uratowanie ze sobą choć jednej marnej duszy, która nie zasługiwała na ratunek. Ja też wcale na to nie zasługiwałam, jednak ktoś pochylił się nad moim zbluzganym jestestwem i wyciągnął do mnie pomocną dłoń, więc może moją powinnością będzie wyciągnięcie dłoni do kogoś, kto równie jak ja na to nie zasługiwał.

Słony płyn zaczął wyżerać ścieżki na moich policzkach. Gorączkowym ruchem starłam je wierzchem ręki i wyprostowałam się.

– Może jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwi – przyciszony szept wypadł spomiędzy warg. Uśmiechnęłam się smutno i wymknęłam z pomieszczenia, nie chcąc być przyłapaną na nocnej wizycie.


***


Miałam złe przeczucia, co do dzisiejszego dnia. Okropne. Na samą myśl kręciło mi się w głowie. Chociaż nigdy nie byłam dobra w intuicję, więc tym razem też nie miałam zamiaru jej ufać. Zazwyczaj myliła się na każdej możliwej płaszczyźnie, jednak nie byłam w stanie pozbyć się tej nieprzyjemnej wizji z głowy.

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz