Epilog

456 25 5
                                    


– Jechać z tobą? – troskliwy ton opadł przyjemnie tuż przy szyi. Ciepłe ręce oplotły mnie w talii, przyciągając zaborczo do męskiego torsu, przez co wypuściłam garnek z dłoni, który z łoskotem odbił się w zlewie. Przewróciłam z politowaniem oczami, a powietrze ze świstem uciekło spomiędzy warg.

– Nie – zaprzeczyłam krótko. – Wojtek, jest okej – parsknęłam, wyswobadzając się uparcie z jego objęć. Odwróciłam się przodem, krzyżując ręce na klatce piersiowej i unosząc wzrok na mężczyznę. Postawny, dobrze zbudowany facet ułożył dłonie na biodrach, zmrużył groźnie powieki, bacznie mnie obserwując. Jego twarz pozostawała skupiona, rysy się wyostrzyły, uwypuklając każdą mimiczną zmarszczkę. I gdybym go nie znała, może nawet cień strachu dreszczami spłynął by mi po kręgosłupie. – Nawet nie wiem, czy pójdę na ten pogrzeb. Jadę tam spotkać się z prawnikiem, bo powiedział, że im szybciej to załatwimy tym lepiej.

Wyraz jego twarzy złagodniał. Spoglądał na mnie z czułością skryta w tęczówkach o kolorze gorzkiej czekolady.

– Cokolwiek o nim nie myślisz, czegokolwiek nie przeszłaś, nie zmienia to faktu, że to twój ojciec – odetchnął ciężko i ułożył dłoń na moim ramieniu, zaciskając z otuchą na nim palce. – Może być ci przykro, to przecież nic złego.

Posłał mi wyrozumiały uśmiech. I może miał rację, ale nie potrafiłam się zmusić do nawet jednej, marnej emocji. Jak mogłoby mi być przykro z powodu człowieka, który dla mnie nie istniał już od kilku lat? A nawet w momencie, w którym był obecny w moim życiu, lepiej byłoby gdyby go i tak nie było. Jego śmierć, choć nieoczekiwana, tragiczna i smutna, nie sprawiła, że coś w moim wnętrzu zadrżało z rozpaczy.

– Wojtek, nic nie czuję z tego powodu. Może nawet chciałabym, aby było mi choć trochę przykro, trochę żal, ale nie czuję absolutnie niczego. Chcę to mieć jak najszybciej za sobą, odrzucić spadek i wrócić do swojego życia – wyjaśniłam. Pokiwał jedynie głową, nadal nieprzekonany moimi słowami. Musiałam jechać do rodzinnego miasta tylko po to, by odrzucić spadek. I może nawet zrobiło mi się nieznacznie żal, że dom, w którym się wychowywałam, który przesiąkł wspomnieniami babci, zostanie zlicytowany, to wiedziałam, że to jedyne właściwe rozwiązanie. Ojciec wdał się w jakieś szemrane interesy, zadłużył, uzależnił od alkoholu i hazardu, przyjmując spadek, przejęłabym na siebie jego długi. Nie wchodziło w grę, aby jeszcze po śmierci niszczył mi życie. Im szybciej będę miała to za sobą tym lepiej. – A ty – wycelowałam w mężczyznę oskarżycielsko palec, dźgając boleśnie w klatkę piersiową, przez co niezadowolony grymas rozkwitł na jego twarzy – jak dobrze pamiętam, masz randkę z tym przystojniakiem, więc mnie nawet nie denerwuj, bo kolejny raz uda mi się wyrzucić cię z domu pewnie na emeryturze.

Czasami, ale tylko czasami, żałowałam, że płeć, którą reprezentowałam nie była w kręgu jego zainteresowań. Sto procent faceta w facecie, nienaganna sylwetka trenowana na siłowni, twarz jakby ją sam Michał Anioł rzeźbił, spojrzenie, które odbierało dech, na sali rozpraw rozkładał na łopatki każdego prawnika i prawniczkę, a hobbystycznie prowadził bar, w którym się poznaliśmy. Najlepszy w tej części wybrzeża bar, który stał się ratunkiem dla każdej zagubionej w labiryncie życia duszy. Na pierwszym roku kryminologii i kryminalistyki udało mi się wyjechać najpierw do Niemiec a potem do Hiszpanii na erasmusa. Po powrocie zmieniłam uczelnie, kontynuując ten sam kierunek. Tak znalazłam się nad morzem i tym samym poznałam Wojciecha, bo w jego barze bywałam częściej niż w wynajmowanym pokoju i jako jedyna przychodziłam tam tak często racząc się jedynie wodą z miętą i cytryną.

 Tak rozpoczął się mój wyczekiwany nowy początek.


***

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz