9. Podobno bardziej żałuje się rzeczy, których się nie zrobiło.

673 47 13
                                    

Za błędy przepraszam, już tak długo patrzę na ten rozdział, że wszystkie literki wyglądają tak samo. Kiedyś poprawię!

Nawet lubię ten rozdział.

***

Marcel milczał, już od przeszło tygodnia nie dawał oznak życia. Zero informacji na temat spotkań na komendzie, zero wiadomości odnośnie naszej schadzki przy opuszczonej fabryce. Nic. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy aby tamtej nocy na pewno w całości dotarł do domu. Jednak po przekopaniu internetu nie znalazłam żadnych artykułów na temat wypadku z udziałem policjanta, a także oficjalna strona policji naszego miasta nie ogłosiła żałoby z powodu straty funkcjonariusza.

Nie miałam zielonego pojęcia czemu w ogóle to sprawdziłam.

Cisza ze strony Marcela spowodowała, że poczułam nieznaczną ulgę, jakby część ciężaru opadła z moich ramion. Mimo, że gdzieś w najciemniejszy zaułkach umysłu tliła się nutka niepokoju.

Przecierałam stoliki na sali, zbierając przy okazji puste butelki i kufle. Otarłam wierzchem dłoni czoło i skierowałam się na bar, aby odstawić szkło na zmywak. Gdy przeszłam przez drzwiczki dla personelu, skrzywiłam się, odruchowo zasłaniając usta ręką. Śmierdziało okrutnie, żołądek skurczył mi się do miniaturowych rozmiarów przez ten swąd.

Blanka uniosła na mnie spojrzenie znad faktur, które leżały na blacie, przygryzając końcówkę długopisu.

– Coś tu się rozkłada? – wybełkotałam, próbując powstrzymać odruch wymiotny. Tackę z brudnymi naczyniami postawiłam przy odpowiednim okienku.

– Poprzednia zmiana nie wyniosła po sobie śmieci – wycedziła rozzłoszczona, opierając dłonie na biodrach. – Miałam się tym zająć, ale okazało się, że mi się dostawa z fakturą nie zgadza – jęknęła sfrustrowana.

Pokiwałam głową w zrozumieniu.

– Ogarnę to.

Wstrzymując oddech, wyciągnęłam wszystkie kubły znajdujące się za barem na środek podłogi. Związałam worki, powstrzymując się przed zwróceniem treści żołądka. Nie miałam pojęcia, co oni nawrzucali do tych koszy, ale zalatywało co najmniej jakimś trupem. Łapiąc w dłonie śmieci, ruszyłam na zaplecze do tylnego wyjścia, za którym mieliśmy kontenery na odpadki.

Złapałam głęboki oddech prawie świeżego powietrza, gdy moja stopa zetknęła się z asfaltem. Przyjemny wiatr owiał moją twarz. Nie tracąc czasu zamachnęłam się, wrzucając odpowiednie worki do odpowiednich kontenerów. Otrzepałam dłonie z niewidzialnego kurzu i zaczęłam kierować się w stronę drzwi.

Ktoś nagle szarpnął moim ramieniem. Zmarszczyłam gniewnie brwi, gdy kolejnym pociągnięciem zmusił mnie do odwrócenia się w swoją stronę.

Wstrzymałam oddech, widząc bursztynowe tęczówki.

Serce na moment przestało bić.

– Gratuluję odwagi, jestem pod wrażeniem, że jednak to zrobiłaś. – Niski, ciężki tembr zapiekł mnie w uszach. Zanim sens jego słów do mnie dotarł, rozchyliłam wargi, łapiąc haust powietrza w ściśnięte płuca.

Nadal trzymał zaciśnięte palce na mojej ręce. Mierzył mnie przez chwilę nieodgadnionym wzrokiem.

– O czym ty, do cholery, mówisz? – Ściągnęłam brwi w zdziwieniu, starając się, aby wyraz mojej twarzy pozostał beznamiętny. Ledwo zauważalnie przełknęłam ślinę, czując suchość w gardle przez gorąc, który zalał moje ciało. Z nerwów zapiekła mnie skóra.

– Och, nie rób ze mnie idioty – prychnął, kręcąc w pobłażaniu głową na boki. Pochylił się nade mną. Znajdował się blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. – Oboje dobrze wiemy, o czym mówię.

Układ | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz